wtorek, 11 kwietnia 2017

Kolacja w ciemno

Miałam okazję i przyjemność uczestniczyć w kolacji w ciemno. Wydarzeniu, które odbyło się w Park Caffe, restauracji u zbiegu ul. Asnyka i Mickiewicza, zainicjowanej przez grupę Slow Koszalin.
W ciemno? Po ciemku? Tak oba te sformułowania  pasują jak ulał. W ciemno, ponieważ nikt ze zgromadzonych 40 obcych sobie osób nie wiedział co czeka go tego wieczoru. Po ciemku, ponieważ  w ciemnościach przy zasłoniętych oczach, śmiałkowie, którzy byli gotowi na wszystko testowali trzy kulinarne propozycje. Na odwagę zrobienia takiej kolacji wraz ze Slow Koszalin pokusił się Robert Olejniczak, manager Park Caffe, przy udziale i pomysłowości szefa kuchni Piotra Łosińskiego. 
Zgromadzeni goście oczekując w napięciu na pierwsze dania, zostali poczęstowani aperitifem, przy świecach zajęli miejsca, a na przepasające oczy opaski czekały przy stolikach.
Pierwszym daniem, które zostało skonsumowane w ciemno był tatar z polędwicy wołowej z krewetkowym chipsem z delikatną nutą cynamonu. To niezwykle delikatne danie, powołując się na zmysł smaku miało kilka typowań. Niektórzy sądzili nawet, iż może być to nawet tatar rybny. Dla mnie fenomenalny smak. Uwielbiam surowiznę, więc jadłam w ciemno i zjadłabym więcej z przyjemnością. Nuta cynamonu, zaskakująca, ale niezwykle pasująca w tym zestawieniu. Lodowa kruszonka z musztardy, żółtko oraz puder z pora stanowiło winny smak, zaostrzający w ciemnościach zmysły i doznania.
Kolejnym daniem, była ciepła przystawka. I tu od pierwszego kęsa rozgorzała gorąca dyskusja w ciemno …aż cóż my jemy. Wiele głosów ze względu na konsystencję mięsa, mówiło, że to wątróbka, a może móżdżek, w końcu jakieś podroby. Cóż finał okazał się zaskakujący prawie dla wszystkich. Drugim zdaniem było grasica cielęca podana w emulsji z włoskiego kopru, w śmiałym towarzystwie chipsa tymiankowo- szczypiorkowego. Jakież to było zdziwienie. Jakiż zaskakujący smak. Ileż skrajnych reakcji. Podroby zawsze budziły i budzą kontrowersje, modna w tym sezonie grasica, wkroczyła na salon w  ciemnościach w pełni kontrowersyjnym stylu. Osobiście wydawała mi się najdelikatniejszą z wątróbek, była jednak ciekawą formą dania znanego mi wcześniej pod zgoła inną postacią.
Trzecim danie, które równo na pół podzieliło salę na ochy i achy, było danie główne czyli pierś z kaczki sous vide, z konfitowanym ( czyli powoli duszonym na tłuszczu w niskiej temperaturze ) pasternakiem. Danie dla lubiących wyzwania. Mnie smakowało bardzo, ale jeśli ktoś spodziewał się kaczki „jak u mamy” mógł czuć dysonans.
Zwieńczeniem kolacji w ciemno był deser. Już nie w ciemno, a przy świecach. Deser miał tytuł „Dekonstrukcja tiramisu”. Przygotowywany był na oczach gości. Kucharze ustawiali, niczym w akcie przypominającym performers, makaroniki i ptasie mleczko własnej produkcji. Tiramisu, polewy, śmietana, czekolada. Wielka uczta, wielkie żarcie. Wszyscy łyżeczkami, palcami jedli ze stołu obfitości. To była nowatorska forma deseru, integracji i rozkoszy dla podniebienia. Pochwała jedzenia, eksplozja smaków, dzikość, tajemnica. Z tym właśnie kojarzy mi się nie tylko deser, ale i cała kolacja
Z kolacją w ciemno, jest jak z randką w ciemno. Nie zawsze jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Nie zawsze musi być to strzał amora zwalający z nóg. Wystarczy, że zaintryguje, zmusi do dyskusji, rzuci rękawicę, odsłoni nowe oblicze.
To było niezwykłe wydarzenie, przede wszystkim towarzyskie. Głośnie dyskusje, podrównania. Na to trzeba mieć odwagę. Czy warto zaryzykować kolację w ciemno?

Warto, bo kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Dekonstrukcja tiramisu, jeszcze podczas konstrukcji. Potem jak w filmie "Wielkie żarcie" była eksplozja smaku.

Najbardziej kontrowersyjne danie wieczoru - grasica 

Danie główne - pierś z kaczki i pasternak 

Makaroniki, nie nie francuskie, ale parkcaffeńskie

Kolacja w ciemno, przy świecach - oczekiwanie na niewiadomą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz