niedziela, 27 listopada 2016

Restauracja Młyńska



Dziś płyniemy na fali nowo otwartych lokali. Może niektórzy już słyszeli, inni może już byli w nowej restauracji, w miejscu z tradycjami gastronomicznymi. Bardzo ciekawa jestem waszych opinii, ale na sam początek zacznę od swojej. Kiedyś Zielony Młyn, później Złota Rybka, jakaś pizzeria teraz Młyńska Restauracja. Nowy punkt w znanym miejscu. Otwarty oficjalnie z przytupem, ze wszystkim liczącymi się osobami w środowisku ( nie bójcie się, mnie tam nie było ), gdybym była, nie mogłabym być już tak niezależna w osądach, ale przecież nie o to chodzi. Przyznam Wam się szczerze, że nie byłam nigdy w Zielonym Młynie. Tak, tak to oznaczać może tylko tyle, że jestem tak młoda, że nie załapałam się na czas jego bytności. A tak na poważnie, to w czasach, kiedy on był ów czynny, mnie nie w głowie były restauracje. Dlaczego tak się odnoszę do tego co było kiedyś? Ponieważ mam wrażenie, że w wielu osobach jest sentyment do tego lokalu, do tego miejsca, choć chyba to tylko sentyment, bo przecież wszystko się zmieniło. 

Zielona elewacja budynku została przemalowana na żółto, szyld zmieniono i mamy oto Restaurację Młyńską. Z pewnością nazwa parafrazuje i do ulicy na której się znajduje i to towarzyszącemu nieopodal muzeum, siedzibie dawnych młynarzy. Wchodzimy do środka, a tam również żółto, przy braku przedsionka znajdujemy się od wejścia na głównej i jedynej sali. Podzielona jest ona naturalnie na dwie części, ponieważ układa się w klasyczną literę L. Po środku bar z trunkami, po każdej ze stron cztero- i sześcioosobowe stoliki. 


Jestem trochę zaskoczona wnętrzem. Jest bardzo klasyczne, bezpieczne, wydaje się być urządzone poza wszelkimi nurtami w wystroju wnętrz. Stoły otulają białe obrusy i przygotowana zawczasu zastawa. Byłoby elegancko, ale jest trochę prowincjonalnie. I ten kącik do zabawy dla dzieci za kratami … Ale wracając do meritum, lokal jest pusty, mogę wybrać każde, jakie tylko dusza zapragnie miejsca. Wybieram i siadam. Karta dań wygląda ciekawie, mam ochotę zamówić coś innego. Z polecenia biorę krem pomidorowy z ananasem z sosem z gorgonzoli (12 zł), zupę z ryb bałtyckich (14zł) oraz rosół (8 zł). Szkoda, że nie zostałam uprzedzona o tym jak bardzo ostre są dwie pierwsze zupy. Ostre są ponad przeciętność, dla mnie nie do zjedzenia, niestety. Z tych trzech, najciekawsza rybna, choć krem pewnie też byłby nie najgorszy, gdyby o mocy mógł zdecydować gość restauracji, albo chociaż został ostrzeżony. Drugie danie to stek z polędwicy wołowej z krewetką podany na salsie paprykowej z sosem pieprzowym i pieczonym ziemniakiem (61zł) I to danie było naprawdę dobre. Solidna porcja mięsa, ziemniaczki, takie męskie mocne danie. Kolejne zamówione danie sandacz na szpinaku z sosem bearneńskim i placuszkami rosti (35zł) To danie mogło by być ciut bardziej podkręcone. Pikantniejsze ? Nie wiem, na pewno czegoś mu brakowało, choć dawno nie jadłam tak smacznej ryby i placuszków. 





W Młyńskiej obsługiwana byłam przez trzy kelnerki. Może ta duża atencja wynikała z braku innych, na ten czas, klientów. I mogłoby być to wszystko tak wykwintne i eleganckie, gdyby nie trzaski z kuchni, przemarsze między kuchnią a wyjściem, a to kucharza, a to pana z łańcuchem na szyi, to kelnerek. Menu eleganckie, kuchnia też, tanio nie jest, a białe obrusy zobowiązują, po zniwelowaniu tych drobnych uwag, które przecież zdarzają się każdemu. Jak  tylko otoczenie będzie bardziej eleganckie wizualnie i w zachowaniu, stroju, uczesaniu to Młyńska będzie naprawdę warta odwiedzenia.

Adres: Restauracja Młyńska, ul. Młyńska 33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz