sobota, 6 sierpnia 2016

Domowe jedzenie Pablo & Arni



Ostatnio zasłyszałam rozmowę dwóch starszych panów, rejestrujących każdego dnia bliską sobie rzeczywistość, przekładając ją swojsko, na własny subiektywny pogląd. Stwierdzili oni zgodnie, że „ restauracje to wielkie „g”, ale bary to nigdy się nie zamykają, bo w barze jest „jak w domu”. Hmmm… zadumałam się nad tym. Fakt, domy rzadko się zamyka, restauracje częściej.  Drugi fakt, to taki, że bary wyrastają jak grzyby po deszczu. A otwarcia nowych restauracji to niecodzienne wydarzenie w okolicy.
Bary zastąpiły, cieszące się niegdyś niesłychaną popularnością - stołówki, te pracownicze i te abonamentowe. Nawet ze szkolnych korytarzy poznikały stołówkowe kuchnie, na rzecz  dań z cateringu ( ach ta współczesność!). 



Bary reklamują się, hasłem (jak to zauważyli słusznie starsi panowie) „domowe jedzenie”. To ja się Was zapytam, czy Wy jecie tak w domu?
Hasłem „domowe jedzenie” reklamuje się także bar : Domowe jedzenie Pablo & Arni przy Sądzie Okręgowym w Koszalinie.  Na dzień dobry, mała zmyłka, bo na fb baru, widnieje także nazwa „Domowe jedzenie u Magdy” z potęgującym jeszcze domowy hasłem „swojskie bo polskie, takie jak w domu”.  U kogo zatem to jadło ? Troszkę czuć brak konsekwencji.
Bar, bufet, stołówka – mieści się w budynku Sądu Okręgowego w Koszalinie. Trafić łatwo. Stołują się pewnie i pracownicy sądu, ale i zwykli zjadacze polskiej kuchni , kolokwialnie nazwę ich ( zarazem i siebie) klient z ulicy.
Powiedzieć sobie można szczerze, że obsługa bardzo sympatyczna. Atmosfera swojska wręcz, co skraca słusznie dystans. Od razu czuć, kto się zna z kim i kto ma sympatyczne „wrzutki” ku sobie. Stojąc bezradnie przed tablicą z polskim jadłem, zdaję się na panią za bufetem, licząc, że słusznie mi doradzi. Biorę zupę pejzankę. Pierwszy raz słyszę o takiej ( w barze tym to skrzyżowanie żurku z pomidorową). Pani zapewnia mnie, że to ich autorski przepis i być może ma rację. W internecie znalazłam ze 20 przepisów na zupę pejzankę i każdy inny, więc istotnie, ten mógł być ich autorskim. Zupa mimo, że mocno zabielona, bardzo dobra. Szczerze polecam. Porcja także słuszna. Druga zupa, jaką próbowałam z młodego groszku, także wyjątkowo dobra. Dla mnie w punkt, choć jak i pejzanka zabielona do granic możliwości.  Drugie polskie danie, jakie próbowałam to  naleśniki. Przyjemnie smaczne, owocowe z kwaśną śmietaną. Porcja do najedzenia się po kokardki. Najgorzej wypada kolejne polskie danie czyli gryros z frytkami, polecany przez panią. Może zdjęcia tego nie oddają, ale mięsa było niezwykle mało. Po prawdzie, był to kurczak w mieszance przypraw inspirowanych oryginalnym gyrosem. Rekompensować miała to prawdziwie wielka fura syntetycznych, jak wiór frytek. Tego dania nie polecam. Ani polskie, ani swojskie, ani smaczne.
Poza tym bar w ofercie ma dania abonamentowe w cenie 109 zł ( dwa dania do wyboru) oraz w opcji – jesz, co chcesz- w cenie 120 zł za miesiąc. 




O wyglądzie baru pisać nie będę, bo nie bardzo jest o czym. Jest to miejsce z podstawowym i niezbędnym wyposażeniem, czyli bufet, stoliki i krzesła są. Jeśli lubicie domową kuchnię, idźcie i próbujcie. W karcie jeszcze wiele propozycji na „obiad jak w domu”.
Osobiście uważam, że hasło „domowe”, „ jak w domu”, „polskie domowe”  itd. są już absolutnie wyświechtane na wszystkie strony. Czy każdy w domu, naprawdę je tak jak to w barze podają? Czy może jednak je gorzej i chciałby zjeść czasem lepiej, więc zdąża do baru. Czy każdy w domu smaży na fryturze i pół dnia trzyma w podgrzewaczu tłuste sosy ? W końcu czy polskie jedzenie to gyros, kotlet po parysku, czy hawajsku ? Dobra już się nie czepiam, ale czuję tu zgrzyt.
Jak to zauważyli starsi panowie, bary mają się dobrze. W mojej najbliższej okolicy czyli w promieniu 300 m, jest 5 barów, 2 pizerrie, 3 lodziarnie, 2 burgerownie. A co w mojej okolicy do 500 m? Opowiem Wam już w kolejnym wpisie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz