Miejsce jakich mało. Bar ? Jadłodajnia ? Nie ... to Osiedlanka. Po fali wysypu nowych bardziej lub mniej modnych lokali, wizyta w Osiedlance jest jak guma Turbo dla hipstera. Czymś co podziwiać można w filmie R. Zemeckisa " Powrót do przeszłości"... i to jeszcze przed przekroczeniem progu !!!.
Skulona głodem, nastawiona na obojętnie co, byle szybko, totalnie spontanicznie podjeżdżam pod Osiedlankę. Bar przy ulicy Niepodległości położony pomiędzy trzema wieżowcami. Przytłumione, sztuczną firanką rodem z PRL, światło baru widać już z ulicy. Taką firanę znaleźć po dziś dzień można w tapczanie niejednej babci lub dziadka, no i oczywiście w Osiedlance. W środku kilka miejsc zajętych ( o dziwo lub nie ...sami mężczyźni ). Na tablicy nazwy potraw i cena, choć miejsc z których dowiedzieć się można co dziś na obiad, jest kilka. Na ścianie, na ladzie, za ladą, no i od Pani na wydawce.
Podchodzę do lady, z trudem hamuję się, żeby nie powiedzieć do faceta przede mną " Pan tu nie stał ", taki ostry klimat PRL-u tu panuje. Zmawiam kotlet pożarski, ziemniaki, buraczki. Typowo. Nie będę wymyślać. Na ładnie wygładzonych ziemniaczkach ląduje solidna łycha sosu, a buraczki i kapustę kiszoną z aluminiowej miski nakłada Pani z wydawki niemal spod lady. Biorę też ostatni kompot. Całe moje zamówienie kosztuje mniej niż 10 zł.
Siadam przy jednym ze stolików. Każdy talerz inny. Na stoliku w wazonie sztuczny kwiat. Brak toalety, no i zmywak, na który odnosi się talerze to prawdziwy relikt przeszłości. Jednak najgorszy jest chyba grzyb na suficie i ścianach. To niewątpliwie dodaje kolorytu temu miejscu. Sterylnie nie jest. Wrażliwym inaczej nie polecam, ale jak ktoś nie jest egoistą i potrafi żyć w symbiozie z grzybkami na ścianie, to czemu nie ! Kotlet i ziemniaki zalane sosem i buraczki smakują naprawdę dobrze. Typowy smak wielkich gastronomicznych stołówek, odrazu przypomniały mi się czasy, kiedy z rodzicami jako dziecko chodziłam na obiady po różnych stołówkach. Smak niezmienny ten sam. Osiedlanka istnieje od 1978 r. To trochę dłużej niż ja, więc cóż ja mogę pamiętać, czy wiedzieć. To prawdziwa sztuka oprzeć się współczesnym trendom, czy choćby remontom przez tyle lat. Wnętrze baru może być prawdziwą kopalnią wiedzy dla współczesnych scenografów filmowych, chcących odtworzyć powiew PRL-u. Samo jedzenie smaczne, tanio a nawet bardzo tanio. Reszta.... cóż ktoś by powiedział tragedia, ja powiem - historia z długą brodą.
– Ja nie wiem, też jeżdżę samochodem, tak samo jak pan. I nigdy mi nic nie ukradli! I zdanżam na czas, proszę pana!
– Zdążam.
– No właśnie – i pan zdanża!
- Nie mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów walutowych. Nie bądźmy peweksami!
- Z twarzy podobny zupełnie do nikogo.
- Konie łby pospuszczać. Czy konie mnie słyszą?!
- Parówkowym skrytożercom mówimy nie!!!
- Czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się dla naszego klubu przemęcza, prezes Ochódzki Ryszard, naszego klubu „Tęcza”. Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie – to wilki! To mówiłem ja – Jarząbek Wacław, trener drugiej klasy.
– Bardzo porządna dziewczyna. – Trudno, co robić.
teksty : Miś , Co mi zrobisz jak mnie złapiesz reż S. Bareja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz