Pierwszy raz ... nie wiem co mam myśleć o lokalu. Wpis będzie krótki, wybaczcie. Chciałabym, żebyście sami wyrobili sobie zdanie, a to wszystko poniżej to moje subiektywne obserwacje.
Na otwarcie JAZZBURGERCAFE czekałam jak wiele innych osób, szczególnie podgrzewaną atmosferą na fb. Do tego wszystkiego niezwykle nośny obecnie temat burgerów i simple food. Fuzja klubu ( Plastelina) i burgerowni, chyba nie tylko mnie ,wydawała się ciekawą kompilacją.
JAZZBURGERCAFE dopiero się rozgrzewa, czynne jest od niespełna 3 tygodni. Wybrałam się tam w zwykły dzień ... na burgera właśnie, zostawiając sobie Jazz na inny raz. Lokal jest dość duży przy ulicy Pileckiego 10, w budynku dawnej Alfy, tuż obok Netto. Klub, bo tak bym nazwała to miejsce jest ciekawie, nowocześnie urządzony. Pomysłowo i klubowo, no może z wyjątkiem płytek na podłodze. Jak będziecie, zwróćcie uwagę szczególnie na żyrandole ;).
Przy wejściu wita nas długi bar, przy witrynie i ścianie kilka stolików. Im głębiej idziemy tym ciemniej. Na końcu - sala z antresolą i kanapami do siedzenia.
Zamawiamy burgery.... Classic, Funky i Jazz. ( notabene fajne nazwy). Ceny burgerów od 13 zł do 17 zł . Burgery smażone są na naszych oczach, jakkolwiek to brzmi, a uszy nasze oddają się płynącej zewsząd jazzowej otchłani.
Ekipa za barem jest bardzo sympatyczna, pomocna i chętna wyjaśnić wszystkie wątki. Jednak trochę niefajne było to, że bar oblepiony był znajomymi (?!) tych co za barem w celu pogaduszek i trwała tam nieustanna rotacja, więc przez chwilę mogło być nie jasne kto jest za barem a kto przed barem, a kto z obsługi. W końcu nie każdy jest z grona znajomych i może nie być w temacie. Ale to drobiazg.
Burger podawany jest w zawiniętym papierze w koszyczku (?!) i przyznam się, że tego trochę nie rozumiem. Koszyczek zbyt mały na to żeby się w nim rozłożyć, a wszyscy wiemy, że jedzenie burgerów bywa kłopotliwe. Nie ma sztućców i burger nie jest spięty patyczkiem. So ...easy ride easy go. Burgery są bardzo dobre. Grubo siekane mięsko, aromatyczne aż soczek płynie. Całość naprawdę smaczna. Dlatego szkoda, wielka szkoda, że nie ma nic do burgerów w zestawie chociaż grubych belgijskich frytek z majonezem... ( choć same frytki są w ofercie osobno)
Alkoholu jeszcze nie ma, ale ma być...
Tak więc rozkręca się JAZZBURGERCAFE i trzymam mocno kciuki za pełne obroty. Domyślam się, że w bardziej imprezowe dni niż poniedziałek, dzieje się więcej i ciekawiej. Jednak ot tak w tygodniu zabrało ... tego niezidentyfikowanego czegoś. Może to kwestia rozkręcenia się, ciągle w powietrzu czuć zapach nowości.
Jest dobrze, jest pięknie... tylko gdzie to eye of the tiger.
Ps. Pewnie zastanawiacie się czemu nie ma zdjęć. Nie ma ich z tego powodu, że porozwieszane są znaczki o zakazie fotografowania...więc zdjęć nie zrobiłam. Rozumiem i szanuje.
AKTUALIZACJA:
Słów kilka jeszcze o Jazzburgerze. Byłam tak także wieczorową porą na imprezie " by Mambo". Tańce i instruktorzy byli świetni. Muzyczne rytmy przynajmniej dla mnie niecodzienne.Szkoda, że tak mało było utworów znanych choć trochę innym niż salsofani. Niezwykle dobrze ogląda się tańczących na parkiecie, tym bardziej, że salsa jest dość zmysłowym tańcem. W lokalu lekki tłum, lecz nie za duży, w sam raz aby czuć się swobodnie. Dobrze czują się tam z pewność wszyscy inni niż mainsteamowcy. Alkohol...tak owszem już jest podawany. Chociaż Ci co za barem powinni od niego stronić. Mnie urzekł niebiesko-zielony drink. W skład nie wnikam, niech to będzie barmańska tajemnica.
Mam pytanie: są jakieś wegeburgery?
OdpowiedzUsuńsą :)
UsuńTak, jest Reggae Burger za 15 zł: z serem pleśniowym, żurawiną i rukolą...osobiście jeszcze nie próbowałam ;).
UsuńNie ma alkoholu? Dziwne, już tam piłem.
OdpowiedzUsuńDżizas.... Jak ktoś zakłada bloga - wypadałoby, by znał chociaż PODSTAWOWE zasady pisowni i interpunkcji...
OdpowiedzUsuńPopieram. To aż boli :(
Usuń