Przełamując
fale wpisów o kawiarniach, chciałam dziś Wam opowiedzieć o Irish Club. Pub ten
mimo, że mieści się przy głównej ulicy w mieście ( Zwycięstwa 148 ) jest jakby
trochę na uboczu. Nieprzerwanie działa od 2000 roku, choć jak wieść gminna
niesie różnie bywało. Pub mieści się w
podziemiach budynku, składa się ze sporej sali z wydzielonymi lożami i
stolikami, do której wchodzi się niewielkiego pomieszczenia z barem. Przy
wejściu krótkie korytarze, a w nich automaty do gier.
Irish
Club z założenia miał być irlandzkim pubem przeniesionym na polską ziemię. W
Irlandii nie byłam, ale jedyne nawiązujące do Irlandii atrybuty w Pubie to dwa
rodzaje ciemnego piwa Guinnes i Murphys oraz butelkowo- zielone elementy
tapicerki mebli i koloru ścian. Początkowo występowały tam zespoły w irlandzkim
klimacie, z czasem mam wrażenie, że kurzy przykrył tą Irlandzką myśl przewodnią
całego lokalu.
Ale
gdyby tak odsunąć na bok tą nazwę, od której słusznie można czegoś wymagać, to
jakim pubem jest Irish Club ?
Dla mnie przyjemnym, dość
kameralnym, bez małoletnich klientów, randkowym, na spotkania po pracy, na dorosłe urodziny w
wąskim gronie, na spotkanie po latach, na weekend i w tygodniu. Ostatni raz w
tym miejscu byłam w 2001 roku i do dziś pamiętam co jadłam. Był to pstrąg w
ziołach, talarki i sałatka, a na deser, coś banalnie prostego, pysznego, ale
nigdzie indziej tego nie kosztowałam, były to …. owoce w miodzie. Mimo, że minęło
tyle lat i mieszkam dość blisko tego miejsca, moje ścieżki nie zawiodły mnie do
niego ponownie. Dlaczego ? Nie mam pojęcia ! Może dlatego, że Pub ten jest
trochę na uboczu, nie reklamuje się, nie walczy o klienta, czas trochę się w nim
zatrzymał? Być może. Ponieważ nie jestem piwoszką, nie czepiam się tego, że w
pubie o takiej nazwie, ilość oryginalnych irlandzkich trunków i całego anturażu
powinna być większa, bo być może
powinna, ale samo miejsce jest naprawdę kameralnie przyjemne.
I tak
jak kiedyś, tym razem do piwa zamówiłam
filet z kurczaka w sosie kurkowym z talarkami i sałatką. Całe danie smaczne,
szybko podane w cenie 25 zł za porcję. Kilka osób w Pubie piło mocno
reklamowane piwo Żywca. Ja wybrałam wersję Marcowe. Piwo niestety było w
temperaturze pokojowej i tylko to rzuciło cień na cały mój pobyt w tym miejscu.
W ciągu tygodnia ok 20.00 było całkiem
sporo osób. Słyszałam, że chętnie wybierają się tam całe grupy osób po pracy,
czy organizowane są tam służbowe imprezy.
Tak jak
w 2001 roku , tak i teraz było bardzo przyjemnie w Irish Clubie, można by rzec,
że nic się nie zmieniło, jednak przez te lata sporo na rynku restauratorskim
się zmieniło, agresywne kampanie reklamowe, oferowanie nowych atrakcji, ciągłe
pościgi za klientami odstawiły trochę Irish Club na boczny tor. Moim zdaniem
niesłusznie. Jeśli będziecie w okolicy sprawdźcie sami, chętnie poznam Wasze
zdanie.
Warto wspomnieć o super ofercie 'lunchowej' - do wyboru codziennie kilka dań (w tym ryba), 2 zupy i całkiem przyzwoity kompot. Z kolei z karty nie polecam warzyw - zwykła mrożonka w wodnistym czymś. co ma imitować sos...
OdpowiedzUsuńjeśli Pani jako osoba ciekawa nowych smaków i opiniująca lokale, będąc w irlandzkim pubie popija Żywca i jeszcze o tym pisze , zamiast skosztować Guinessa lub Murphy's Irish stout to proszę lepiej pozostać w obrębie opisywania kawiarni... I nie ma tu znaczenia, że nie jest Pani zwolenniczką piwa.. akurat Irlandzkie piwo to rzadkość w naszych pubach nie mówiąc że, to podstawowy asortyment irlandzkich pubów!
OdpowiedzUsuńbędąc w ala irlandzkim pubie nie muszę pić irlandzkiego piwa, ani tym bardziej rozpływać się nad jego smakiem, gdyż nie piszę o piwach, to pozostawiam innym. pisałam o miejscu, ale Pana anonimowy głos jest zawsze cenny dla mnie ;)
Usuń