Kiedy opublikowałam post o
jednej z budek z okolic PKP. W kuluarach
pojawiły się głosy, aby koniecznie pójść i spróbować frytek z przejścia podziemnego. W przejściu
rozpoczynającym się przy ulicy Dworcowej, a kończącym się przy dworcu, są ze 3
miejsca o gastronomicznych zapatrywaniach. Trzeba przyznać, że dzielnica w
okolicach dworca PKP w Koszalinie, a mam tu na myśli cała długą prostą ul.
Dworcową, aż po skrajne perony dworca, jest dość - specyficzna. Mało przyjemna, lekko niebezpieczna,
o zmroku lepiej nie chodzić. W projektach do budżetu partycypacyjnego –
czytałam, że rewitalizacja zieleni na
ul. Dworcowej jest możliwa do przeprowadzenia, więc poczucie
bezpieczeństwa w tych rejonach może delikatnie wzrosnąć, nie mniej jednak jest
mały dreszczyk, zawsze jak się tamtędy przemieszczam. Wracając do frytek.
Pisałam także niedawno o frytkach z Holandii i ich specyfice, tak więc była
znakomita okazja, aby sprawdzić jak jest z frytkami u nas.
Wybrałam się pewnego dnia i
postanowiłam zajrzeć do pierwszego lokalu od strony ul. Dworcowej. Za kratą rożno, a na nim kręcą się kurczaki.
Na zewnątrz wielkie napisy z obietnicą zapiekanek, hamburgerów, tostów, a nawet
golonki. W środku – ostry PRL. Dosłownie jest – NIC. Tylko Pani w białym kiedyś
fartuchu, stara( prawie antyczna) waga, pusta suszarka do naczyń (!?), wielki
słój ze spleśniałą wodą po ogórkach, sól i pieprz do smaku, brud i nic poza
tym. Pani bardzo miła, jednak po chwili się usztywniła, gdy zaczęłam zadawać
jej pytania. Myślę, że przebiegło jej przez głowę stado myśli typu: kim ona
jest? Sanepid? Urząd skarbowy? Weterynarz? Najwyższa Izba Kontroli?
Kupiłam najmniejszą porcję
frytek. Pocięte ziemniaki zostały przy mnie wrzucone na olej. Na stary olej. Na
bardzo stary olej. Chwilę się smażyły. Następnie Pani zważyła je na wielkiej
antycznej wadze, a ja je posoliłam.
Frytki były….okropne. Byle jakie ziemniaki, jeszcze z czarnymi oczkami,
usmażone na starym oleju. Były dość cienkie, więc większość z nich wysuszyła
się na skwarkę. Żołądek rozbolał mnie nim wyszłam z przejścia podziemnego. Nie
dziwi mnie, więc mina Pani sprzedającej owe frytki, za jedyne 2.60 zł za małą
porcję. To świadczy o jej resztce rozsądku i świadomości, jaki słaby towar
sprzedaje. Nawet jeśli jest się podróżnym z daleka i ostatnie pieniądze wydało się w Warsie, a w kieszeni jedyne 2.60 zł - Stanowczo – nie polecam !
Pojawila sie nowa restauracja w koszalinie vis a vis Graala - Santa Kruss. Specjalnoscia sa tarty, ktorych nigdzie indziej w koszalinku nie ma. Polecem;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za informację! Z pewnością się wybiorę :)
UsuńTekst na najwyzszym poziomie
OdpowiedzUsuńhmmm dziękuję
UsuńWspolczuje konsumpcji;-)
OdpowiedzUsuńtrzeba było iśc na tosta obok ;)
OdpowiedzUsuńwpis o tostach już wkrótce ;)
UsuńObok są tosty, pyszne chciaż trochę sie ostatnio popsuly
OdpowiedzUsuń