Ostatnie dni wakacji były piękne.
Ciepło i słonecznie. Spacer po spokojnym, ale jeszcze nie wyludniałym Mielnie
dawał wrażenie, że jestem bardziej w uzdrowiskowej miejscowości niż w
imprezowym miasteczku. Na plaży jeszcze całkiem sporo osób wygrzewało się w
ostatnich słonecznych promieniach tego lata, a po uliczkach powolnie przesuwały
się postacie dojrzałych kuracjuszy. I tylko powoli żółknące i skręcające się
liście przypominały o nieuchronnej jesieni.
Spacerują wzdłuż promenady
postanowiłam zatrzymać się na przedpołudniową kawę w mieleńskiej Meduzie.
Restauracja ta jest chyba najlepiej położoną restauracją w całym Mielnie. Duża,
przestronna, z trzech stron przeszklona, z tarasem widokowym i sporym ogródkiem
przed restauracją. Nad samą plażą, przy
głównym wejściu i nieco zboku od tłumu przypadkowych gości. Idealnie.
W ogródku było niewielu gości,
więc swobodnie można było wybrać sobie miejsce. Rozkoszując się piękną pogodą i
widokiem na spokojne morze, czekałam na obsługę. Jedna kelnerka krzątająca się
między stolikami, pośpiesznie roznosiła deserki, kawy i piwa, a mnie jakby specjalnie
omijała wzrokiem. Na jej podejście do
stolika czekałam ok 15 min. ! W końcu podeszła do mnie. Bez karty. Miłym głosem
spytała co bym chciała. Powiedziałam, że nie dostałam jeszcze karty.
Odpowiedział, że jeśli coś do picia, to poda, ale na np. deser muszę czekać co
najmniej pół godziny. Byłam zdziwiona, bo widziałam, jak przed chwilą roznosiła
je innym klientom. W końcu nałożenie ciasta, czy lodów nie trwa chyba, aż tak
długo!!! Dalej nie podając mi karty, powiedziałam, że napiłabym się kawy.
Ustaliłyśmy, że z ekspresu i z mlekiem. Na kawę czekałam kolejne 15 min. ! A
klientów nie przybywało.
W końcu kawa przybyła, z lekko
podgrzanym, ale nie spienionym mlekiem. Do tego mleko się zwarzyło. Kawa 8 zł. 0
zł napiwku. Pani kelnerka zdawała się być z siebie zadowolona.
Jak do tej pory moich
restauracyjnych podróży, była to najgorsza obsługa jaką kiedykolwiek widziałam i
to w restauracji *** hotelu !!!. Ponadto w ogródku było niezbyt świeżo, a
stoliki wołają o pomstę do nieba. Zdaje się, że właściciel oszczędza na drewnianych stolikach, albo mają one po kilka
sezonów, są zrobione ze nieodpowiedniego surowca i są przetrzymywane bez
zabezpieczenia nawet w czasie deszczu na otwartej przestrzeni, albo nie chce
się przed sezonem przeszlifować blatu. Słabo.
Meduza żyje chyba wspomnieniem dawnych
lat, kiedy była przynajmniej w opinii społecznej, jedną z najlepszych i
bardziej ekskluzywnych restauracji w Mielnie. Teraz to wszystko przykrył kurz i
piasek z nad morza. Obudź się Meduzo i nie marnuj swoich szans !
ha, dobre !
OdpowiedzUsuń