niedziela, 11 sierpnia 2013

Z wizytą "u Fukiera"


Spacerem po Warszawie, po Stary Mieście, krętymi uliczkami można chodzić w nieskończoność. Lubię takie miejsca bezpośrednio dotknięte historią. A tą Naszą Polską – najbardziej. Tłumy turystów ocierają się o siebie, a w powietrzu ciepły zapach lata, które u nas na Pomorzu, tak szybko wymywa wiatr.


 

Tropem historii i ciekawości przy sercu Rynku Starego Miasta, postanowiłam zajrzeć do restauracji „ u Fukiera” prowadzonej przez Magdę Gessler. Restauracja „ u Fukiera” mieści się w historycznej kamiennicy, którą zbudował słynny handlarz winami Grzegorz Korab na początku XVI w. Rodzina Fukierów przejęła kamienice w XVIII w. podtrzymują winiarską tradycję miejsca i gromadząc w swych zbiorach bardzo cenne i rzadkie egzemplarze trunków. Trwało to do 1939r. do momentu, w którym naziści opustoszyli cenne zbiory piwnic i zniszczyli kamienice. Po wojnie odbudowana, rozgłos i sławę i zacnych gości przyjmuje od czasów rządów obecnej właścicielki – Magdy Gessler.



Do restauracji może zajrzeć każdy, choćby z ciekawości.  Rozejrzeć się po wnętrzach, czy spokojnie przejrzeć kartę. Wystrój restauracji jest bardzo elegancki, przepełniony detalami i bibelotami, każdy stolik i kąt jest nieco inny, piękne poduchy , autentyczne zdjęcia, żywe kwiaty, ptaszek w pięknej klatce, głos Ordonki z adapteru, tworzą wyjątkowy klimat. Bardzo dostojny i elegancki, wręcz wytworny. W pomieszczeniach jest dość ciemno, co tworzy bardzo kameralną atmosferę. Obsługują tylko panowie –kelnerzy. Dość powolni.

Zamówiliśmy: żurek na prawdziwkach, chłodnik litewski, sałatkę Provance, później lody.


 

Przyznam się, że wolałabym pisać o wystroju restauracji, niż o jedzeniu. Dlaczego? Być może dlatego, że sama pani Gessler, swoimi telewizyjnymi programami i poradami dla restauratorów podniosła poprzeczkę bardzo wysoko. Ja i Wy pewnie też, po obejrzeniu kilku odcinków „Kuchennych Rewolucji” zwracaliście w restauracjach miejscowych większą uwagę, na czystość, produkty, czas oczekiwania, jakość itd. Chciałoby się zatem, aby jej restauracje były jak ten wzorzec metra z Sevres – idealne – taka miara dla innych lokali. Zatem zupy nie były nadzwyczajne.  Dobre i smaczne, ale nie wybitne i wyjątkowe, zdecydowanie lepiej smakowała mi chrzanowa zupa w Bukowinie. Sałatka Provance to na pewno koktajl arcyświeżych i soczystych warzyw. Moją uwagę zwróciła papryka , idealnie podana bez skórki ( zyskuje zupełnie inny smak), a także idealnie przyrządzony karczoch. Bardzo ładnie podane były także lody na podpieczonych pomarańczach. Wszystko elegancko i pięknie, ale nie nadzwyczajnie.

Ceny, sądzę, że nawet jak na Warszawę, drogie. Jak na Koszalin – bardzo drogie. Chyba nawet zbyt drogie jak na małą wyjątkowość tych dań. Ten cały blichtr i wytworność miejsca, wystrój i ceny sprawiają trochę, że taka zwykła osoba jak ja czuje się trochę – nie na miejscu. Zostanę chyba przy lokalach mniej „ snobistycznych” , chociaż uważam, że warto było zobaczyć lokal samej mistrzyni „ Kuchennych Rewolucji”


 

Ps. Muszę dodać, że wizyta w toalecie „ u Fukiera” to miłe doznanie także wizualnie, osobiście nie spotkałam się ze wstążeczkami, świeżymi kwiatami i świecami w toalecie, no ale może mało jeszcze w życiu widziałam. Jakby ktoś chciał doznać odrobiny luksusu, za jedyne 2 zł, może skorzystać, nawet nie będąc klientem restauracji ;)

 

Spacerując dalej warszawskim brukiem uwagę moją zwróciła ogromna kolejka po lody u Hodunia. Rodzinny biznes, a lody pyszne w ciekawych smakach. Ja próbowałam cedrowe i kasztanowe. Serdecznie polecam kupienie po prostu świeżych obwarzanek – z tym zawsze kojarzy mi się, choć nie wiem czy słusznie – Warszawa.

 

Jeśli ktoś chciałby sam przy okazji „skontrolować” inne restauracje Magdy Gessler, to mieszczą się one bardzo blisko siebie, w obrębie Starego Miasta, wiec jest w czym wybierać : Polka, Krokodyl, u Fukiera, ale Gloria, Gar, Venezia i Słodko Słony.


 
 
 

2 komentarze:

  1. Obwarzanki (te prawdziwe i oryginalne) pochodzą z Krakowa i każdy Krakus obraziłby się za skojarzenie ich z warszawą ;) z autopsji wiem, że te w stolicy niewiele mają wspólnego (smakowo) z tymi krakowskimi. Małopolska pod tym względem króluje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością coś w tym jest.. nie omieszkam spróbować oryginalnych :)

      Usuń