Przewrotnie dziś będzie.
Nie o jedzeniu, a o nie jedzeniu w kinie. Zresztą nie tylko w kinie, bo
i na koncercie, w filharmonii, na odczycie itd.
Były kiedyś takie czasy, że szło się do kina tylko na film. Dacie wiarę?
Starsi to może wiarę i dadzą, ale młodzi już ręki nie obetną. Wszelkie
przekąski, napoje, chrupki, chipsy, popcorn, gazowane i niegazowane, orzeszki,
rodzynki, karmelki – atakuje nas (
przeważnie zapachem) przed samym wejściem na salę. Tak byśmy przypadkiem nie
zapomnieli, po coś my przyszli.
Zauważyłam, że nie da się obejrzeć wszelkich komercyjnych
produkcji filmowych , bez popcornu czy nachosów i wiadra coli. Z takim
ekwipunkiem przynajmniej ustawiają się przyszli widzowie przed salą
kinową. Ten „miły dla ucha” szelest
papierków, ciamkanie, chrupanie, bulgotanie to efekty niemal 5D, za który nie
musimy dopłacać. Jeszcze przymknąć oko mogę, na konsumpcję przy tvn-owskich
produkcjach filmowych ( na pusty żołądek – są niestrawne) , ale przy np.
„Obławie”, czy „ Róży” to jeść po prostu się nie wypada. To się „ nie
gryzie” mlaskać nachosy przy scenie gwałtu, czy rozstrzelaniach.
A może to wina filmów i twórców? Słabe są filmy i słabi są
twórcy więc trzeba to jakoś zagryźć to wszystko?
Trzeba pamiętać, że to się zawsze rozsypie i zawsze rozleje.
I brodzić będziemy w tym po kostki, ale takie jest właśnie współczesne kino.
Największy dramat jest z dziećmi. Dla nich film i „ coś z
baru” to tożsame wydarzenie. Popcorn musi być, orzeszki w czekoladzie, do tego
jak z MacDonald’sa zabawka, maskotka i piórko w dupkę. Sam film schodzi na któreś
tam miejsce. Przejęliśmy, jak zaślepieni, amerykańskie wzorce i wszystkiego
musi być dużo. Coli tyle, że zdąży się rozgazować nim ją wypijemy. Chrupek tyle, że nawet jak nam
się połowa wysypie to i tak usta spierzchną od soli. Wszystko w rozmiarach
kingsize, bo to tak ładnie wygląda. Potem siedzi taki mały człowiek koło
mnie, mlaska, siorbie i co tylko.
Ślepiami gapi się w ekran i co jakiś czas zagada : Chcesz popka ?
Ceny tych wszystkich „ smakołyków” przyprawiają o zawrót
głowy. Koszt zwykłego wyjścia rodzinnego do kina urasta do rangi kosztu biletu
na mega pop światową gwiazdę. Koszmarnie i nienaturalnie drogo jest w
Multikinie. Bardziej ludzko jest w Kryterium, gdzie mały popcorn kosztuje 5,50
zł.
Zdarzyło mi się widzieć scenkę, kiedy to w filharmonii,
zacni Państwo jedni popcorn, siorbiąc
przez słomkę napój. W jednej chwili sprowadzili dość wzniosłe doznania
muzyczne, do przysłowiowego – grania do kotleta.
Na koncercie „ Fatamorgana?” , gdzie wszyscy chcieli pokazać
się z dobrej strony, od wejścia buchał zapach zapiekanek i podgrzewanego
popcornu.
Kocham zapachy, smaki jedzenia… ale są momenty, że można je
sobie darować.
Jedyną broniącą enklawą kina non popcorn są seanse w DKF-ie.
Oby jak najdłużej. Kto jeszcze nie próbował, niech przyjdzie w jakiś po wakacyjny wtorek na seans non popcorn – kino
smakuje wówczas o wiele lepiej. Polecam !
Niestety na DKF również przychodzą ludzie z popcornem - szczególnie na te bardziej komercyjne produkcje.
OdpowiedzUsuńzdarza się, nie mówię, że nie, ale jednak zdecydowana mniejszość. W tym sezonie istotnie DKF - często posiłkował się hot-produkcjami, zobaczymy co będzie na jesień.
OdpowiedzUsuń