wtorek, 16 lipca 2013

Co tu zjeść pod PKP - Dyzioburger ?


Dziś na blogu kultowe miejsce. Kultowe bo,  z większą lub mniejszą przyjemnością wielu konsumowało specjały tego przybytku. Mowa tu o ( długo szukałam słowa, ale  to jedyne jakie tu pasuje) jednej z „bud” pod dworcem PKP w Koszalinie.. „Dyzioburger” : kebab, hot-dog, zapiekanka. Podróżni; oczekujący na busy do Mielna; zwykli kierowcy; kobiety z dziećmi; łysi, napakowani, w beemach z dziewczynami o dużych niebieskich oczach; a za dawnych dobrych czasów spora grupa imprezowiczów z równie kultowego BROK-a, spożywało „ kebaby z budy”. Ponoć najlepsze kebaby były właśnie z „budy” no, ale były to wynurzenia niezbyt trzeźwych zjadaczy ok 3.00 w nocy.
 

Postanowiłam sprawdzić stan „budy” za dnia i trzeźwym okiem. Miejsce nie lśni, ani kolorem, ani tym bardziej czystością. Zewnętrzna podsufitka mogłaby stanowić niezłe terrarium dla nie jednego okazu pająka. Nawet  nie mogłaby – a stanowi. ( czas teraźniejszy, niedokonany) . Nie ma co rozglądać się na sufit, bo klienci są, nikomu nie przeszkadza, wręcz ustawiła się mała kolejka.

Zaczęłam od hot – dogów.  Jednego francuskiego – czyli parówka w bułce z dziurką,  polaną sosem, oraz hot-doga (  „ zwykłego” ) czyli parówka leżąca na bułce z surówkami i sosem. Na moją prośbę surówek było trochę mniej.  Hot – dog francuski nieznośnie przypominał mi to co możemy obecnie kupić niemal na każdej stacji benzynowej. Za to „zwykły” hot – dog to już iście autorski wynalazek. Oprócz bułki i parówki, cały kalejdoskop wszelakich warzyw : kukurydza, biała kapusta, czerwona kapusta, pomidor, kiszony ogórek, marchewka, cebulka, ponad to sos, ketchup. W zasadzie sama parówka to raczej dodatek do sałatek w bułce. Nie będę ukrywać, że ciężko było to zjeść , ta kombinacja warzyw nie była porywająca, zresztą to te same warzywa co lądują w bułce z kebabem. Sałatki jest po prostu za dużo i niezbyt świeża, a smak i tak stłumiony jest ketchupem i sosem ( na moje oko majonezowo-musztardowym, bo niby biały, a kwaśny). Oczywistością jest, że wszystko w „budzie” robione jest z półfabrykatów, a zgrabne ręce Pani sprzedającej -  łączą  tylko wszystko razem i ładują do mikrofali. Podgrzane ląduje przez małe okienko wprost do klienta. Do każdego zestawu widelczyk i serwetka na otarcie pyszczka.

 

Smak nie zachwyca, wręcz pozostawia wiele do życzenia, podobnie jak wszelkie warunki sanitarne. Zdecydowanie zapycha żołądek i prawdopodobnie zaspokaja chwilowo głód. Piszę chwilowo, bo niestety nie zjadłam w całości, ani nawet w połowie „zwykłego” hot-doga.  Przyznam się szczerze, że bałam się trochę gastrycznych konsekwencji konsumpcji w „budzie”, a skłoniło mnie do takich obaw podgląd pracy twórczej Pani sprzedającej. Wszystko z plastikowych wiaderek czy pudełek, żadnych poważnych lodówek. Pozytywne są natomiast dwa niezaprzeczalne fakty. Niska lub nawet bardzo niska cena, a także klienci, którzy cały czas są i konsumują. A klienci to podstawa. A Wy lubicie hot –dogi ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz