Dziś na blogu
kultowe miejsce. Kultowe bo, z większą
lub mniejszą przyjemnością wielu konsumowało specjały tego przybytku. Mowa tu o
( długo szukałam słowa, ale to jedyne
jakie tu pasuje) jednej z „bud” pod dworcem PKP w Koszalinie.. „Dyzioburger” :
kebab, hot-dog, zapiekanka. Podróżni; oczekujący na busy do Mielna; zwykli
kierowcy; kobiety z dziećmi; łysi, napakowani, w beemach z dziewczynami o
dużych niebieskich oczach; a za dawnych dobrych czasów spora grupa
imprezowiczów z równie kultowego BROK-a, spożywało „ kebaby z budy”. Ponoć
najlepsze kebaby były właśnie z „budy” no, ale były to wynurzenia niezbyt
trzeźwych zjadaczy ok 3.00 w nocy.
Postanowiłam
sprawdzić stan „budy” za dnia i trzeźwym okiem. Miejsce nie lśni, ani kolorem,
ani tym bardziej czystością. Zewnętrzna podsufitka mogłaby stanowić niezłe
terrarium dla nie jednego okazu pająka. Nawet
nie mogłaby – a stanowi. ( czas teraźniejszy, niedokonany) . Nie ma co
rozglądać się na sufit, bo klienci są, nikomu nie przeszkadza, wręcz ustawiła
się mała kolejka.
Zaczęłam od
hot – dogów. Jednego francuskiego –
czyli parówka w bułce z dziurką, polaną
sosem, oraz hot-doga ( „ zwykłego” )
czyli parówka leżąca na bułce z surówkami i sosem. Na moją prośbę surówek było
trochę mniej. Hot – dog francuski
nieznośnie przypominał mi to co możemy obecnie kupić niemal na każdej stacji
benzynowej. Za to „zwykły” hot – dog to już iście autorski wynalazek. Oprócz
bułki i parówki, cały kalejdoskop wszelakich warzyw : kukurydza, biała kapusta,
czerwona kapusta, pomidor, kiszony ogórek, marchewka, cebulka, ponad to sos,
ketchup. W zasadzie sama parówka to raczej dodatek do sałatek w bułce. Nie będę
ukrywać, że ciężko było to zjeść , ta kombinacja warzyw nie była porywająca,
zresztą to te same warzywa co lądują w bułce z kebabem. Sałatki jest po prostu
za dużo i niezbyt świeża, a smak i tak stłumiony jest ketchupem i sosem ( na
moje oko majonezowo-musztardowym, bo niby biały, a kwaśny). Oczywistością jest,
że wszystko w „budzie” robione jest z półfabrykatów, a zgrabne ręce Pani
sprzedającej - łączą tylko wszystko razem i ładują do mikrofali.
Podgrzane ląduje przez małe okienko wprost do klienta. Do każdego zestawu
widelczyk i serwetka na otarcie pyszczka.
Smak nie
zachwyca, wręcz pozostawia wiele do życzenia, podobnie jak wszelkie warunki
sanitarne. Zdecydowanie zapycha żołądek i prawdopodobnie zaspokaja chwilowo
głód. Piszę chwilowo, bo niestety nie zjadłam w całości, ani nawet w połowie
„zwykłego” hot-doga. Przyznam się
szczerze, że bałam się trochę gastrycznych konsekwencji konsumpcji w „budzie”,
a skłoniło mnie do takich obaw podgląd pracy twórczej Pani sprzedającej.
Wszystko z plastikowych wiaderek czy pudełek, żadnych poważnych lodówek. Pozytywne
są natomiast dwa niezaprzeczalne fakty. Niska lub nawet bardzo niska cena, a
także klienci, którzy cały czas są i konsumują. A klienci to podstawa. A Wy
lubicie hot –dogi ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz