wtorek, 7 stycznia 2020

Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim - czyli o najlepszej rave imprezie w mieście.

Nic się nie dzieje w tym mieście. 
Ile razy to słyszałam. Mówią tak starzy i młodzi. Miejscowi i przyjezdni. 
Ja tak nie uważam. Dzieje się i to dużo, tylko trzeba poszukać. 
Lubimy piosenki, które już kiedyś słyszeliśmy – może dlatego ciągle lubimy bawić się przy przebojach z radiowych stacji lub piosenkach naszych mam/czy bardzo wczesnej młodości. Ta muzyka jest bezpieczna i wiele osób lubi takie klimaty. Jednak w ponad stutysięcznym mieście nie wszyscy są tacy sami. I bardzo dobrze. 
Mogę śmiało powiedzieć, że miasto na to czekało. Nie całe, nawet nie pół, mała część, ale taka część, która kupuje projekt w całości. Przychodzi, nie pyta o loże do siedzenia, ani w co się ubrać. 



Jak to działa ?

Kiedy odrobinę interesujesz się muzyką inną niż mainsteam i obserwujesz lokalnych dj, to raz na jakiś czas, u któregoś z nich pojawia się info o imprezie. Kilka z takich imprez miała miejsce pod chmurką w samym centrum miasta. Klubowa muzyka, taneczne rytmy, kameralne światełka, tajemniczy dj i nogi, które same rwą się do podrygu. Na takie wakacyjne imprezy przychodzi raz więcej, raz mniej osób, a to co zawsze budzi mój podziw, to bardzo pozytywna i spokojna aura. Przy okazji ogromna tolerancja. Nikt nie jest głupio ubrany, czy dziwnie tańczy. Wszyscy są cool, wszyscy są piękni, bo takie jest nastawienie. Na takich imprezach można spotkać sporo ludzi interesujących się pod różnymi kątami sztukami artystycznymi, muzyką. 

Tak było latem, a zimą…

Więc kiedy w sieci pojawiło się info o tajemniczej imprezie gdzieś, kiedyś, że więcej informacji otrzyma się w drogą mailową (dla zdecydowanych) rozbudziło tylko apetyt. 
Jak ja lubię takie historie. W dniu zapowiedzianej imprezy przychodzi mail. Padają pierwsze wskazówki. Ubieram się wygodnie, ale do tańca, wiem po prostu, że na pewno nie będzie siedzenia czy klimatów „ąę”. Do wskazanego miejsca idę 2 godziny po otwarciu. Na wejściu, które zostało podane w mailu, tłum chętnych i tłum tych, którzy wcześniej zadeklarowali obecność. To właśnie oni mają pierwszeństwo. Sala jest już mocno wypełniona, czerwone światło tętni wraz z muzyką rave. Mijam tyle znajomych twarzy. Kładę płaszcz na parapet i znikam na dobre 3 godziny pląsów.
Wychodzę, a tłum w ogóle nie zelżał. Wracam do siebie, pełna energii i pozytywnych wibracji. To miejsce, w którym można spotkać wielu kolorowych ludzi. Kolorowych nie koniecznie na zewnątrz, ale na pewno otwartych na coś nieprzewidywalnego. 

Koncept tajemniczych imprez, działa z powodzeniem od kilku lat w całej Europie, a początek znalazł w Stanach Zjednoczonych, gdzie Nowojorczycy niezadowoleni tym, że ich ulubione kluby oblegane są przez turystów, robiących jedynie sztuczny tłum, nie wchodzą w konwencję imprezy i miejsca, odbierają niepowtarzalne emocje, po jakie przyszli w weekendowy wieczór mieszkańcy miasta. 
Zaczęto więc umawiać się na hasło w niespodziewanych miejscach. Gwarancją dobrej zabawy są organizatorzy oraz świetna muzyka. Temat z pozoru elitarny, dość szybko znalazł swoich zwolenników, którzy polują na takie wydarzenia. To na pewno rozrywka dla osób, które lubią poddać się pewnej konwencji oraz lubią delikatną aurę tajemniczości. 

Cieszy to ogromnie, że tego typu wydarzenia zagościły w końcu na koszalińskiej ziemi. I choć nie odbywają się cyklicznie, to już na horyzoncie można wypatrzeć kolejną. 
Gdzie, jak i kiedy… nie wiadomo ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz