sobota, 20 września 2014

Na obiad ... do Kołobrzegu.

      Jedni mogą pukać się w głowę, inni powątpiewać w sens, ale na rybę wybrałam się do Kołobrzegu. Czyż nie ma ryby gdzieś bliżej ? Jest i nie jest. Nad morzem, w naszych okolicach przynajmniej, nadmorska rybka jest niczym powszednim. Najczęściej jedziemy na nią jak rodzina z centralnej Polski nas odwiedza, ale żeby rybka była rodzinnym zwyczajem i rytuałem - nie sądzę. Dlaczego ? Ceny, ceny, ceny. Ceny ryb są powalające. Do tego nie zawsze  z ceną w parze idzie jakość i świeżość oraz grubość panierki. 
Ponieważ, wstyd się przyznać, sama nie nadużywam ryb - obiad niedzielny postanowiłam celebrować właśnie rybim mięskiem.
      Z przyjaciółmi wybraliśmy się do Kołobrzegu, łapać ostatnie promyki słońca, przechadzać się zatłoczoną ciągle promenadą i zmienić sobie krajobraz na bardziej turystycznie milszy, niż choćby ten mieleński.
     Idąc za starą sprawdzoną maksymą, że najlepiej jeść tam gdzie jest sporo ludzi, utknęliśmy w półgodzinnej kolejce w  smażalni Rewińskiego. Multikulturowa kolejka, sprawiła, że czas się nie dłużył, a do tego gra w  polowanie na stolik okazała się niezła i pocieszną zabawą. Szybkość obsługi niczym w koszalińskim barze Familijnym, niemal z zamkniętymi oczami, piorunem i szybko. Większość osób i tak wybiera dorsza. Ogromne, świeże i pachnące płaty dorsza nieustannie " wychodzą" z kuchni, na inne pieczone lub smażone ryby trzeba chwilę poczekać, ale dosłownie chwilę. Do wyboru kilka sałatek, zupy rybne, tatar z łososia, frytki lub pieczone ziemniaki z gzikiem. 
Ryba arcydelikatna i świeża, bez nadmiaru przypraw i w delikatnej panierce. Smażony łosoś aromatyczny i sprężysty. Ach... pycha. Już przy pierwszych kęsach zapomniałam, że odstaliśmy pół godziny w kolejce. W kolejce z widokiem na morze.



      Z latarni morskiej spojrzałam na bezkres morza, choć nasze morze na końcu swojego bezkresu zawsze ma ścianę z mgły i wygląda mimo wszystko jak pudełeczko... uśpione fale, nie nadawały swymi uderzeniami tonu, pozwalały tym razem cieszyć się ciszą morską. 

     Dobrego obiadu nie ma bez deseru. A że słodyczy w życiu trochę brak, wybraliśmy pijalnię czekolady Cymes. Czekoladowo- czekoladowe lody dla małych, dla starych czekolada do picia. Zabójczo słodka, zabójczo dobra. Biała z malinami, czy moja gorzka piernikowa. Czekoladowy smak płynnie rozchodził się po ustach czyniąc je jeszcze bardziej słodkimi, niż zwykle. 



       Na powrót spacer po kołobrzeskich skwerach i  kasztanowe love ułożone misternie na liściach. W drodze powrotnej czas na pozbieranie myśli, chwila z muzyką PR i choć nie lubię niedzieli ta była udana bardzo.
Przed nami chyba już ostatni piękny w pogodzie weekend wczesnej jesieni. Kołobrzeg niby blisko, ale trochę daleko, dla nas w sam raz na mały turystyczny wypad. Polecam

Adresy: Rewiński Ryby  ul. Bulwar Jana Szymańskiego 6 Kołobrzeg
             Pijalnia Czekolady Choco Cymes  ul. Rodziewiczówny 1A Kołobrzeg

1 komentarz: