sobota, 14 stycznia 2017

Hala Koszyki

Widzieliście taki film mrówka Z? Tak, właśnie ten o malej mrówce w wielkim świecie. Jednej z miliarda mrówek z mrowiska, anonimowej, a jednak wciąż indywidualnej.

A teraz sobie wyobraźcie, że taka mrówka Z, jedzie odwiedzić największe mrowisko w Polsce. Wciąż jest anonimowa, a ciągle chce być indywidualna. To ja mrówka Z w Warszawie.
Warszawa wita mrówki siarczystym mrozem. Minus 16 jest tylko na termometrach, w odczuciach znacznie mroźniej. Mrówka Z przez kilka dni śpi na kanapie innych warszawskich mrówek w olbrzymim mrowisku zwanym Ursynów. Tam na jednym tylko osiedlu mieszka więcej ludzi niż w całym moim mieście. Stojąc u progu ściany z blokowisk, ma się poczucie bycia pyłkiem, drobinką, nic nie znaczącym elementem turbiny. Z drugiej strony ile okien w bloku, ile drzwi na klatce, tyle radości, smutków, uśmiechów, dramatów, spraw, wydarzeń i historii. I niby one wszystkie takie same – mrówcze, a jednak każda inna. Zupełnie inna.

W sznurze samochodów mkną mrówki do bezlitosnych korpoświatków, pnąc się po drabinie szczebli, w nadziei na lepsze jutro. Za ciężko i nie bez wyrzeczeń  zarobione pieniądze, daleko od domu mrówki miło spędzają czas w coraz to nowych i coraz to bardziej wymodzonych lokalach.
Odwiedzamy więc miejsce – hot, top, kiedyś powiedzielibyśmy modne, dziś powiemy
fensi. Hala Koszyki.

Koszyki to miejsce, które powstało w odnowionej hali Bazaru Ludowego. Sam obiekt powstał na początku zeszłego wieku. Przez dziesiątki lat służył okolicznym mieszkańcom do celów handlowych. Najpierw „prywaciarze”, później jak przystało na ustrój komunistyczny market pod nazwą „Społem”. W końcu finalnie sprzedany, a wnętrzom jego wrócono dawną świetność, choć pewnie w obecnym stanie wygląda najlepiej spośród całej swej dziejowej historii.

Koszyki to hala, przestrzeń, do której wejść można różnymi stronami. Na środku znajduje się długi bar, po bokach i w rogach znajdują się punkty barów, knajp, sklepów i kawiarenek. W zasadzie każdy znajdzie coś dla siebie. Są typowe miejsca z burgerami i frytkami, jest też coś dla wegan, są punkty z polskim jedzeniem. Kuchnia indyjska, hiszpańska, tajska, włoska. Dla fascynatów naleśników, wypieków, soków i ryb także coś się znajdzie. Są także dwa punkty znanego restauratora Mateusza Gesslera : Ćma i Warszawski Sen ( piękne nazwy –osobista uwaga). Koszyki to nie tylko jedzenie. Można zrobić zakupy w księgarni, w sklepie z ekologiczną żywnością, kupić piękne przedmioty w DUKA, a także zaopatrzyć się w aromatyczne herbaty. Jest także Królestwo Serów, super market Piotr i Paweł, Rossman, piekarnia, sklep dla smakoszy kuchni śródziemnomorskiej i arabskiej. Jest także pralnia i biuro podróży. A na poziomie +1 znajduje się Akademia Kulinarna i studio jogi. Wszystko to pozawala poczuć się modnie i wygodnie w Warszawie. Więc może jest to współczesna warszawa w pigułce?

Warszawa to niezły tygiel, tu zderza się i wielka polityka i wielki biznes, wielkie ambicje, wielki szpan, wielka historia. Z pewnością wszystko tu odlicza się szybszym zegarem, niż tym, który odlicza smętnie czas na prowincji. Jak grzyby po deszczy wyrastają coraz to nowe drapacze chmurek, buduje się tysiące mieszkań dla nowych mrówek. Korpoświat ma swój Mordor, który nawet ma swoją gazetę „Głos Mordoru”. Codziennie w korku spędzasz tyle czasu ile na prowincji zajmuje wypasanie stada krów. Ale jesteś w Warszawie… 

Tożsamość miasta jest ciągle w budowie i tak samo jak innych wielkich miastach mieszają się kultury i mieszają się potrzeby ludzi tam mieszkających.
Warszawa jest ciągle bastionem Polaków. Mało tu obcokrajowców, a manifestujących swoją narodowość, religie i zwyczaje jeszcze mniej. Jakiś „patriota” powiedziałby :Polska dla Polaków! A może po prostu klimat im nie sprzyja. Geograficzny, społeczny i ekonomiczny. Jednak mimo, że nie ma ich wielu i nawet nie mają swoich dzielnic ( jak to jest w Europie Zach.) to nie oznacza, że nie wdarli się szturmem do gastronomi. Koszyki są też tego dowodem i przykładem. Na pierwszy rzut oka, na głównej sali tylko jeden lokal kojarzy się i smakuje po polski „ Kiełba w gębie” reszta to multikulturowa mieszanka i ulubione smaki nas Polaków ( ups.. no może się zagalopowałam, nie zauważyłam kebaba, w to chyba jest najpopularniejsze danie Polaków). O żadnym z tych miejsc nie powiem też, że są restauracją, bo nie są.

Wszystko to fast food w pięknych okolicznościach ( spójrzcie przy okazji na detale konstrukcyjne). Podawane na papierze, bambusie, w każdym razie w jednorazowych naczyniach. Gwar i hałas i „życie” tego miejsca, powoduje, że warto być, zjeść, pospacerować, ale z porozmawianiem z towarzyszami może być kłopot. Too Fast too furious. Znalezienie miejsca do siedzenia już zakrawa o cud. Ale za to można przychodzić z psem. Małym, dużym. Pewnie z kotem też, ale żadnego kotka tam nie widziałam.

W tym całym kulinarnym świecie w pigułce cóż wybrać? Jak głosi stare indiańskie przysłowie, należy ustawić się do tej kolejki, przy której stoi najwięcej ludzi. Gdyż oni już wiedzą za czym stoją. Idąc tą drogą musiałabym stanąć w kolejce do knajpki z tajskim jedzeniem. To jednak nie dla mnie i wybieram drugą co do wielkości kolejkę czyli  Curry Leaves. Kupuję zupę z soczewicy Dahl oraz placki czosnkowe naan. Gorąca zupa w bambusowym talerzu parzy język, ale jest na tyle dobra, że po powrocie do własnego mrowiska gotuje ją czerpiąc inspirację z internetowych przepisów. Do zupy piję pomarańczowego radlera. Na końcu podniebienia ląduje średnio wysmażony burger oraz pieczone ruskie pierogi ze skwarkami. Kończymy niezwykle aromatyczną i pachnącą salsą mango,  tex mex Gringo baru.

Dookoła gwarno, ciasno,  kolorowo, mix smaków i zapachów unosi się na wysokości nozdrzy, kusząc aby spróbować więcej i więcej. To niezwykle, jak tak rożne miejsca pod wspólnym mianownikiem szybkiego i prostego dania ready to go, mogą współbrzmieć w harmonii, bez obawy o brak klienta. Ta wzajemna konkurencja, dopinguje i podnosi poziom. Takie miejsca zresztą nie są osobliwością w europejskich stolicach.

„Koszyki” czynne od października 2016, cały czas się udoskonalają. Obowiązkowe miejsce na gastronomicznej mapie stolicy ? Póki co, tak.








Adres:
Hala Koszyki
Ul. Koszykowa 63

Warszawa

2 komentarze:

  1. Właśnie nadrabiam zaległości w Restowpisach ;) Bardzo bardzo fajny tekst! Aż się zachciało tam pojechać, a jednocześnie strach… bo generalnie nie lubię Mordoru ;)

    OdpowiedzUsuń