Widzieliście taki film mrówka Z? Tak, właśnie ten o malej
mrówce w wielkim świecie. Jednej z miliarda mrówek z mrowiska, anonimowej, a
jednak wciąż indywidualnej.
A teraz sobie wyobraźcie, że taka mrówka Z, jedzie odwiedzić
największe mrowisko w Polsce. Wciąż jest anonimowa, a ciągle chce być
indywidualna. To ja mrówka Z w Warszawie.
Warszawa wita mrówki siarczystym mrozem. Minus 16 jest tylko
na termometrach, w odczuciach znacznie mroźniej. Mrówka Z przez kilka dni śpi
na kanapie innych warszawskich mrówek w olbrzymim mrowisku zwanym Ursynów. Tam
na jednym tylko osiedlu mieszka więcej ludzi niż w całym moim mieście. Stojąc u
progu ściany z blokowisk, ma się poczucie bycia pyłkiem, drobinką, nic nie
znaczącym elementem turbiny. Z drugiej strony ile okien w bloku, ile drzwi na
klatce, tyle radości, smutków, uśmiechów, dramatów, spraw, wydarzeń i historii.
I niby one wszystkie takie same – mrówcze, a jednak każda inna. Zupełnie inna.
W sznurze samochodów mkną mrówki do bezlitosnych
korpoświatków, pnąc się po drabinie szczebli, w nadziei na lepsze jutro. Za
ciężko i nie bez wyrzeczeń zarobione
pieniądze, daleko od domu mrówki miło spędzają czas w coraz to nowych i coraz to
bardziej wymodzonych lokalach.
Odwiedzamy więc miejsce – hot, top, kiedyś powiedzielibyśmy
modne, dziś powiemy
fensi. Hala Koszyki.
Koszyki to miejsce, które powstało w odnowionej hali Bazaru
Ludowego. Sam obiekt powstał na początku zeszłego wieku. Przez dziesiątki lat
służył okolicznym mieszkańcom do celów handlowych. Najpierw „prywaciarze”,
później jak przystało na ustrój komunistyczny market pod nazwą „Społem”. W
końcu finalnie sprzedany, a wnętrzom jego wrócono dawną świetność, choć pewnie
w obecnym stanie wygląda najlepiej spośród całej swej dziejowej historii.
Koszyki to hala, przestrzeń, do której wejść można różnymi
stronami. Na środku znajduje się długi bar, po bokach i w rogach znajdują się
punkty barów, knajp, sklepów i kawiarenek. W zasadzie każdy znajdzie coś dla
siebie. Są typowe miejsca z burgerami i frytkami, jest też coś dla wegan, są
punkty z polskim jedzeniem. Kuchnia indyjska, hiszpańska, tajska, włoska. Dla
fascynatów naleśników, wypieków, soków i ryb także coś się znajdzie. Są także
dwa punkty znanego restauratora Mateusza Gesslera : Ćma i Warszawski Sen (
piękne nazwy –osobista uwaga). Koszyki to nie tylko jedzenie. Można zrobić
zakupy w księgarni, w sklepie z ekologiczną żywnością, kupić piękne przedmioty
w DUKA, a także zaopatrzyć się w aromatyczne herbaty. Jest także Królestwo Serów,
super market Piotr i Paweł, Rossman, piekarnia, sklep dla smakoszy kuchni
śródziemnomorskiej i arabskiej. Jest także pralnia i biuro podróży. A na
poziomie +1 znajduje się Akademia Kulinarna i studio jogi. Wszystko to pozawala
poczuć się modnie i wygodnie w Warszawie. Więc może jest to współczesna
warszawa w pigułce?
Warszawa to niezły tygiel, tu zderza się i wielka polityka i
wielki biznes, wielkie ambicje, wielki szpan, wielka historia. Z pewnością
wszystko tu odlicza się szybszym zegarem, niż tym, który odlicza smętnie czas
na prowincji. Jak grzyby po deszczy wyrastają coraz to nowe drapacze chmurek,
buduje się tysiące mieszkań dla nowych mrówek. Korpoświat ma swój Mordor, który
nawet ma swoją gazetę „Głos Mordoru”. Codziennie w korku spędzasz tyle czasu
ile na prowincji zajmuje wypasanie stada krów. Ale jesteś w Warszawie…
Tożsamość miasta jest ciągle w budowie i tak samo jak innych
wielkich miastach mieszają się kultury i mieszają się potrzeby ludzi tam
mieszkających.
Warszawa jest ciągle bastionem Polaków. Mało tu
obcokrajowców, a manifestujących swoją narodowość, religie i zwyczaje jeszcze
mniej. Jakiś „patriota” powiedziałby :Polska dla Polaków! A może po prostu
klimat im nie sprzyja. Geograficzny, społeczny i ekonomiczny. Jednak mimo, że
nie ma ich wielu i nawet nie mają swoich dzielnic ( jak to jest w Europie
Zach.) to nie oznacza, że nie wdarli się szturmem do gastronomi. Koszyki są też
tego dowodem i przykładem. Na pierwszy rzut oka, na głównej sali tylko jeden
lokal kojarzy się i smakuje po polski „ Kiełba w gębie” reszta to
multikulturowa mieszanka i ulubione smaki nas Polaków ( ups.. no może się
zagalopowałam, nie zauważyłam kebaba, w to chyba jest najpopularniejsze danie
Polaków). O żadnym z tych miejsc nie powiem też, że są restauracją, bo nie są.
Wszystko to fast food w pięknych okolicznościach ( spójrzcie
przy okazji na detale konstrukcyjne). Podawane na papierze, bambusie, w każdym
razie w jednorazowych naczyniach. Gwar i hałas i „życie” tego miejsca,
powoduje, że warto być, zjeść, pospacerować, ale z porozmawianiem z
towarzyszami może być kłopot. Too Fast too furious. Znalezienie miejsca do
siedzenia już zakrawa o cud. Ale za to można przychodzić z psem. Małym, dużym.
Pewnie z kotem też, ale żadnego kotka tam nie widziałam.
W tym całym kulinarnym świecie w pigułce cóż wybrać? Jak
głosi stare indiańskie przysłowie, należy ustawić się do tej kolejki, przy
której stoi najwięcej ludzi. Gdyż oni już wiedzą za czym stoją. Idąc tą drogą
musiałabym stanąć w kolejce do knajpki z tajskim jedzeniem. To jednak nie dla
mnie i wybieram drugą co do wielkości kolejkę czyli Curry Leaves. Kupuję zupę z soczewicy Dahl
oraz placki czosnkowe naan. Gorąca zupa w bambusowym talerzu parzy język, ale
jest na tyle dobra, że po powrocie do własnego mrowiska gotuje ją czerpiąc
inspirację z internetowych przepisów. Do zupy piję pomarańczowego radlera. Na
końcu podniebienia ląduje średnio wysmażony burger oraz pieczone ruskie pierogi
ze skwarkami. Kończymy niezwykle aromatyczną i pachnącą salsą mango, tex mex Gringo baru.
Dookoła gwarno, ciasno,
kolorowo, mix smaków i zapachów unosi się na wysokości nozdrzy, kusząc
aby spróbować więcej i więcej. To niezwykle, jak tak rożne miejsca pod wspólnym
mianownikiem szybkiego i prostego dania ready to go, mogą współbrzmieć w
harmonii, bez obawy o brak klienta. Ta wzajemna konkurencja, dopinguje i
podnosi poziom. Takie miejsca zresztą nie są osobliwością w europejskich
stolicach.
„Koszyki” czynne od października 2016, cały czas się
udoskonalają. Obowiązkowe miejsce na gastronomicznej mapie stolicy ? Póki co,
tak.
Adres:
Hala Koszyki
Ul. Koszykowa 63
Warszawa
Właśnie nadrabiam zaległości w Restowpisach ;) Bardzo bardzo fajny tekst! Aż się zachciało tam pojechać, a jednocześnie strach… bo generalnie nie lubię Mordoru ;)
OdpowiedzUsuńKoszyki ze strony www.koszyki.net.pl - polecam!
OdpowiedzUsuń