niedziela, 11 września 2016

Weekend w Polsce

Wszyscy już okrzepli po wakacjach ? No ja też, choć w zasadzie i tak i nie. Mam kilka swoich impresji na temat wakacyjnych podróży. Małych, ale ciekawych.
Przez, uzasadnione lęki społeczne prze zamachami, wielu Rodaków, odpuściło sobie daleki egzotyczne podróże na rzecz krajoznawczych wakacji. Wielu próbując przełamać opór przed mroźnym Bałtykiem i trwogę przed kłębiącymi się deszczowymi chmurami postanowiło przyjechać na morze. Inni, smażąc się w sandałach postanowili wspinać się po górach, na zakorkowanych od turystycznej gawiedzi trasach. Tak oto wygląda Polska na wakacjach, ale właśnie ten lęk przed światowymi zamachami, sprawił, że Polska nam samym Polakom, zaczęła jawić się bardziej turystycznie.

Gdzie tu pojechać?

Jeździć można po stokroć w to samo miejsce. Można odwiedzać, dawno nieodwiedzaną rodzinę. Można rzucić się na nowe doznania. Można nocować w 5-gwiazdkowych hotelach, lub tłuc komary na agroturystyce. Można też w końcu wziąć mapę i pojechać po prostu do miast, w których nas nie było i pewnie długo znów nie będzie. Idąc tym tropem moje miasta w tym roku to Toruń, Kazimierz Dolny.

Zanim pojedziesz

Nie wiem, może dlatego, że jestem z niedużego miasta, lubię ciągle ten miejski gwar. Wieś.. hm kiedyś na pewno przyjdzie etap głuszy i pustelni, ale póki co tętno miasta wyznacza mi rytm. Lubię te miejskie gry i możliwości. Ludzi rano w pośpiechu i w wieczornym luzie. Ale lubię też obserwować jak żyje miasto, jaki ma układ i przepływ. Poniekąd właśnie obserwacja jest dla mnie bardziej fascynująca niż samo uczestnictwo.
Zanim gdzieś pojadę lubię trochę poczytać, takie najważniejsze informacje. To co trzeba i to co warto zobaczyć. Zawsze organicznie chcę zobaczyć wszystko przed lękiem, że nigdy już nie wrócę w to miejsce. Wszędzie pójść, każdą uliczką, wszystko zjeść, zobaczyć nawet te poradnikowe nudy. Sprawdzam sobie też miejsca, gdzie można coś zjeść, zaglądając na blogi tubylców. Kiedy miasto jest duże i nie da się ot tak pojechać w drugi, choćby nie wiem jak fajny koniec miasta to zaglądam na zomato.com, kiedyś pod nazwą gastronauci i wyszykuję czegoś z największą liczbą komentarzy i punktów w najbliższej okolicy. Za granicą, staram się kupić przewodnik z dobrą mapą. Polskę traktuję bardziej spontanicznie.

Toruń

Bardzo urokliwe miasto na weekend. Kompatybilne, z historią, licznymi odniesieniami i atrakcjami. Pięknie w detalu odnowiona starówka, klimatycznie nieduża, otoczona niezliczoną ilością knajpek i kawiarni. Spacer po starówce i przyległych uliczkach, zajmie wam nie dużo czasu, ale gwarantuje, że będziecie go powielać jak ulubiony utwór na odtwarzaczu. Toruń przede wszystkim stoi Kopernikiem i piernikiem. Te dwa motywy przewijają się na każdym kroku. Kto będzie w Toruniu musi odwiedzić Manekina. Restaurację, która sprzedaje „tylko” naleśniki, ale na miejsce przy stoliku po prostu trzeba czekać. Zjecie tam naleśniki na milion sposobów. Popijecie zupką, winem, piwkiem. Będziecie zadowoleni. Ale wśród blogowych podpowiedzi znalazłam jeszcze inne obowiązkowe pozycje kulinarne. Gorąco polecam Wam pierogarnię Stary Młyn, ale nie idźcie tam na zwykłe pierogi, ale wybierzcie te pieczone w piecu, z drożdżowego ciasta. Ja próbowałam mięsnych oraz ruskich z twarogiem i ziemniakami, a do tego kwaśna śmietana. Niebo w gębie. Mała porcja to 3 pierogi, ale i od tego pękać będą wam brzuchy. Lokal stylizowany na dawne czasy, niewielki i wąski, ale warty odwiedzenia. Jakby tego było mało tuż obok, przy głównej ulicy na rogu znajduje się kawiarnia Franciszka Pokojskiego. Może nie jest zbyt piękna, bardziej swojska, ale wyroby pyszne i niezwykle niedrogie. Mój piernik, przekładany konfiturą oblany bogato czekoladą kosztował 6 zł. Przy stoliku obok jedne pan zamówił puchar lodów, jak co najmniej za zajęcie 1 miejsca w triatlonie za te same 6 zł. Lody jadł on, jego żona i jego dzieci … taka to była porcja. Znane ze swojej tradycji są też lody u Lenkiewicza. Warto spróbować ich smaków i porównać z naszymi koszalińskimi. Dodam od razu, że cena podobna ale porcje znacznie większe. Moje serce absolutnie skradły pierniki. Tak dobre tylko w Toruniu.
Ponadto odwiedźcie : planetarium, Dom Piernika, Młyn Wiedzy i jedną z barek przycumowanych na Wiśle.
Dodaj napis



Dla tego piernika poszłabym do Torunia na piechotę… chyba, że ktoś właśnie jedzie :)

Ot zwykły naleśnik, a cieszy się takim powodzeniem. Warto odwiedzić.

Pieczone pierogi. Zjawiskowo dobra rzecz. Gorąco polecam!

trzy gałki lodów… sami nie zjecie, tyle to lodów!

Kazimierz Dolny

To niewielkie z wielkimi tradycjami miasteczko nad brzegiem Wisły. Bardzo daleko od nas, około 7 godzin jazdy ciągiem. Miasteczko jest tak niewielkie, że w ciągu godziny można je przejść wzdłuż i wszerz. Czy warto więc tam jechać? Ależ tak! Kazimierz położony blisko Lublina, dojeżdżając do niego nie mogłam się nadziwić tej niezliczonej ilości sadów jabłkowych i wiśniowych. Ogromne pola z małymi drzewkami uginające się wprost od owoców. W naszych regionach mija się przeważnie pola ze zboże, czasem jakąś krowę, a tu tyle drzewek. Przed samym Kazimierzem, pną się w górę jak wielkie parawany plantacje chmielu.  Kazimierz Dolny ma w sobie coś bardzo sielskiego, spowolnione obroty. Bez uruchomienia wyobraźni stając na skraju rynku, z miejsca przenosisz się w scenerię „Samych Swoich”. Białe kamienicę, parę knajpek i brukowany plac. A na wzniesieniu jeden z piękniejszych kościołów jakie widziałam fara czyli wzniesiony w XIV w. kościół św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja. Co oznacza fara ? Tak nazywa się najważniejszy kościół, zwykle budowany tuż przy rynku wg. średniowiecznej tradycji, lub w miastach biskupich, drugi kościół po katedrze. Kazimierska fara, odrestaurowana przez 25 lat jest niezwykle urokliwa, a dźwięk i monumentalny wygląd pochodzących z 1620 r., a  zarazem chyba najstarszych organów w Polsce jest wartwdrapania się na pagórek na jakim położony jest ten kościół.
W Kazimierzu koniecznie siądźcie na rynku w jednej z kafejek. Mimo tłumu turystów głównie z Warszawy i Lublina, poczujecie się poza światem. Czy w Kazimierzu jest coś godnego do polecenia kulinarnie ? Raczej nie ma tam nic niezwykłego oprócz symbolu miasta, jaki kupić i schrupać można na każdym rogu, czyli maślanego koguta. To sporej wielkości maślana buła o kształcie dumnego kogucika, który jest symbolem miasta.
Mimo lęków wysokości wejdźcie też na pochodzącą z XIII wielu okrągłą basztę, skąd rozpościera się sielski widok na Kazimierz i wiślane doliny. Warto zobaczyć także ruiny zamku, wzgórze trzech krzyży i wąwozy lessowe, czy słynne spichlerze usytuowane wzdłuż Wisły. Wapienne skały, z których zbudowane jest wiele kazimierskich budowli zaobserwujecie wchodząc chociażby na wzgórze trzech krzyży. Ciekawe są widoki przyrody tak inne, niż te nasze. Delikatnie pofałdowany teren, inna architektura, drewniane płoty, malwy i taki spokój, to chyba jest to coś co przyciąga tu tyle ludzi. Bez trudu w tej małej miejscowości natkniecie się na gwiazdy ekranu, gdyż to one właśnie ukochały sobie to miejsce. Na rynku kupicie obrazy, stare przedmioty, miejscowe wyroby. Promem przeprawcie się także do położonego na drugim brzegu Janowca. Jeśli macie trochę więcej niż weekend, niedaleko są Puławy, Nałęczów i Lublin.
Ruiny zamku

Wisła i też można coś przekąsić :)

Widok na Kazimierz z wzgórza trzech krzyży 

Fara i widok na Wisłę

Wisła, widok z baszty 

Maślany kogut, pamiątka z Kazimierza - rzecz obowiązkowa 

Widok z baszty, ruiny wapiennego zamku, w oddali Kazimierz 

Rynek w Kazimierzu 

Rynek w Kazimierzu Dolnym. Ostatnia na planie kamienica braci Przybyłów ( zbytek i niezwykła elewacja budynku)



Ot moja Polska w pigułce. Jakoś tak zawsze po powrocie zaczynam dopiero czytać o historii tych miejsc, sprawdzać ciekawostki, utrwalić w pamięci zobaczone widoki i zrozumieć co, skąd i dlaczego. Na miejscu, raczej oddaje się atmosferze. Macie jakieś swoje wakacyjne propozycje miast? Dajcie znać. W końcu Polskę na weekend można realizować przez cały rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz