poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Imbir Sushi Restaurant and Lounge

Wiosna, wiosna i kilka zupełnie nowych miejsc na kulinarnej mapie Koszalina. Fajnie! To zdecydowanie optymistyczna wiadomość, wyraz tego, że ciągle są w powietrzu nowe pomysły i nowe nadzieje. Komu się uda, kto wytrwa? Czas pokaże. Na starcie wszystkim życzymy powodzenia, bo gastronomia to jedna z najtrudniejszych działek. 



Ale do rzeczy. Imbir Sushi Restaurant and Lounge otworzył się raptem tydzień temu, a już ma niemal 50 entuzjastycznych opinii. Nie pozostało nic innego jak tylko sprawdzić to na sobie. Nie chcę oceniać, jak bardzo zbliżone czy oddalone od oryginału jest sushi, ramen czy zupa tajska od oryginału, bo tak naprawdę nie mam o tym pojęcia. Po drugie zdaję sobie sprawę jak bardzo jesteśmy oddaleni od lokalnych produktów, z jakich przyrządzone są oryginalne azjatyckie dania. Ocenić jednak można zawsze smak, atmosferę, wnętrze, obsługę i temu się przyjrzymy tu szczególniej. 
Przyznam się szczerze, że nie jestem wielką fanką kuchni orientalnej, a może nie oswoiłam jej na tyle, by się w niej rozkochać. W każdym razie w Imbirze postanowiłam skusić się na ramen i zestaw nr 9 Fish czyli : hosomaki z łososiem, futomaki z łososiem, futomaki z tuńczykiem i maślane nigiri. Ramen złapał mnie za podniebienie. Pełny aksamitny smak, pyszna zupa, wersja dla europejczyków, ale z pewnością to smak, dla którego z przyjemnością tu wrócę. Dla mnie smak kompletny, ale może dlatego, że jeśli chodzi o jedzenie nie lubię ostro i pikantnie :). Zupa tajska została zaproponowana w dwóch wersjach ostrości. Ostra wersja jest na tyle ostra, że wyraźnie czuć jej charakterystyczny kokosowy smak i nutę trawy cytrynowej. Może brakowało mi w niej czegoś do zabawy. Rozumiecie? W ramenie jest jajko, wołowina, długi makaron, coś się dzieje. Tajskie zupy też są pełne odmian, ta akurat w smaku odpowiednia, choć w dość prosta w formie. Z tych dwóch pozycji zdecydowanie bardziej polecam Wam ramen. 


Wybór sushi jest naprawdę spory, wystarczy na kilka wizyt aby spróbować wszystkiego. Przemiła obsługa tłumaczy, wyjaśnia, poleca. Mnie można wcisnąć wiele, bo akurat nie jest to mój konik, ale obok siedzieli prawdziwy znawcy. Lokal jest naprawdę bardzo dobrze i ciekawie urządzony. Dzieli się na dwie sale. Jedna barowa, z wysokimi hokerami i widokiem na ul. Zwycięstwa, druga sala zaciszna, bardziej orientalna, choć muzyka i welurowe krzesła łamią egzotyczny wystrój i bardzo dobrze. W poniedziałkowe popołudnie lokal niema wypełniony. Jestem zaciekawiona, czy to fani sushi, czy jak ja, fani ciekawości. Babusowe dodatki, zielona tapicerka, tropikalne tapety, tworzą przytulny nastrój, nie pozostawiający złudzeń, że jest to open space a nie klimatyczne zakamarki, które tu byłby chyba zbędne. 
Lokal znajduje się w kulinarnym tyglu Koszalina. Bo jak tu nie nazwać inaczej dawnego pasażu Cegielskiego. Zostały w nim nieliczne sklepy handlowe, za to coraz mocniej prym wiodą  lokale gastronomiczne. Przez cały mój pobyt w Imbirze miała nieodpartą myśl, że wspaniale byłoby wypełnić wszystkie dostępne lokale gastronomią, a na środku całego pawilonu zrobić patio, w którym stałyby stoliki przyległych knajpek. Tym samym stworzyłaby się taka koszalińska hala Koszyków, gdzie wieczór spędzasz na podróży kulinarnej. Byłoby wspaniale, gdyby ktoś nie tylko wpadł na taki pomysł co ja, ale co lepsze, go zrealizował. To ciekawe zjawisko, że mimo uporu miasta, do zorganizowania życia przy Ratuszu, życie organizuje się kilkaset metrów dalej. Samo. Lepiej lub gorzej. Może warto temu dopomóc. 

Imbir natomiast warto smakować, nie raz, a razy kilka i nawet jeśli jak mi, nie w duszy wam gra orientalna nuta, spróbować i odwiedzić warto. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz