piątek, 21 sierpnia 2020

2CV Lunch Bar


NP – niewykorzystany potencjał 

Tak powinien nazywać się ten wpis. 

Dlaczego? Objaśnię w prostych słowach.

 

Może na samym początku zarysować należy sytuację, choć wszyscy w niej tkwimy, jednak wydaje się ona być dość ważna.


 Tak jesteśmy nadal w dość wyjątkowym czasie w historii, jaka do tej pory w naszym spokojnym życiu, miejsca nie miała, a chodzi oczywiście o koronawirusa i o całe zamieszanie jakie swym istnieniem wywołał. Czas dość specyficzny, wymagający, to jest zdecydowanie bezsprzeczny fakt. 

Ale zdecydowanie istotniejszym wątkiem jest tu druga sytuacja jaką chcę zarysować, a mianowicie istnienie rozłożystego Parku Książąt Pomorskich w samym centrum Koszalina i bardzo częstymi utyskiwaniami mieszkańców, że brakuje w pobliżu tego właśnie miejsca lokalu, przyjaznego spacerowiczom, mamom z wózkami, osobom starszym, rowerzystom, no i turystom. 


I oto jest! Miejsce, moim zdaniem, z niebywałym potencjałem. Niebywałym i niewykorzystanym, a mowa o 2CV, które od kilku tygodni jest w nowej (choć nie do końca) odsłonie. 


Znakomicie, że 2CV przestało być restauracją francuską, bo tak naprawdę nigdy nią nie było. Jest za to nadal bardzo atrakcyjnym ze względu na położenie oraz możliwość lokalem. 


Obiekt na ul. Piastowskiej, sąsiaduje co prawda z dealerem samochodowym, ale tak naprawdę nijak nie wypływa to na niego, za to można powiedzieć, że od restauracji zaczyna się, bądź kończy się park. 

Lokal ma ogródek, którego część otoczona jest zielenią, a w środku posiada dużą przestronną salę, barek i część z witrynami.

Na początku pandemii lokal zyskał nowych gospodarzy i nową nadzieję na rozwój. I właśnie w tym momencie można użyć skrótu NP (niewykorzystany potencjał). 


2CV Lunch Bar z francuskiej restauracji stał się barem. Serwowane są tam propozycje stricte obiadowe, w zestawach lub pojedynczo. Ceny bardzo przystępne, bo od 17 zł. Smaczne?  Bardzo. Domowe i szczere dania, z cyklu jak u mamy/babci/cioci. Przyznam, że dawno nie jadłam tak przyjemnego kotleta mielonego, bez zbędnej zawartości w środku. Bar taki nietypowy, bo nie wybierasz kąsków z bemarów, a z menu, które podaje kelner. 


Ale gdzie ten niewykorzystany potencjał? 

Proszę odebrać moje pisanie jako rodzaj inspiracji, a nie uderzenia, w końcu każdy ma inny gust i może inaczej rozumieć lokal gastronomiczny. Zacznijmy więc od początku, czyli od lokalu w sensie obiektu. 


2CV Lunch Bar, nie przeszedł w zasadzie żadnej metamorfozy. A jeśli, to proszę wybaczyć, ale nie widać nic a nic. Lokal wygląda jak sprzed 15 laty, jest lekko zakurzony, niemodny, a może nawet przestarzały. W środku nadal malowidła ścienne, bardziej straszą niż ciekawią. Dlaczego nikt tego nie zmienił, przy zmianie koncepcji miejsca? 




Latem przyjemniej siedzi się w ogródku, który 2CV Lunch Bar ma naprawdę spory, ciekawy i w znakomitym frontowym miejscu i ponadto miło odgrodzony roślinnością. Niestety wszystko to pozostałości po poprzednikach. Nic nowego w ogródku tym się nie zadziało. Jest, jak było. Nawet stare doniczki ze zwiędłym kwieciem, też chyba pamiętają poprzednie sezony. Zresztą już istniejące krzewy, też należałoby przyciąć, bo wyglądają na zaniedbane. Nie został zmieniony szyld.

Fb lokalu od maja w zasadzie nie żyje i nie jest jasne kiedy otwarte, co w menu itd. 

Obsługa, też bardziej zajęta sobą niż gośćmi  Gospodarze, też jakby nieobecni, a byli. 

Kłopoty z terminalem płatniczym, potem bieganie z rozmienianiem monet. Choć najgorszy jest właśnie ten niewykorzystany potencjał. 

Lokal ten znajduje się w znakomitym położeniu. Iluż to koszalinian narzeka, że nie ma nic wokół parku, kiedy spacerują z pociechami. Przecież lokal ten to idealne miejsce właśnie na kawę i ciasto w parku. Na lody, nie tylko w pucharku, ale po prostu w wafelku. Można by tu sprzedawać, kawę na wynos, czy do kubków termicznych, aby starczyło na spacer po dość rozległym parku. Wieczorem to świetne miejsce na wino i owoce morza, z krótką kartą, pod gwiazdami. Bliskość filharmonii, parku, muzeum, centrum miasta to tylko atut, w końcu ciągle słyszy się, że po koncercie, czy wieczorem nie ma gdzie pójść. Bliskość urzędów, banków, a nawet urzędu Stanu Cywilnego, to przecież idealne miejsce na lunch czy niewielkie przyjęcie w ciągu dnia (właśnie wtedy, kiedy spożycie tej rzeczonej kawy jest mniejsze). Lokal mógłby kwitnąć od południa do wieczora. 





Jest parking i intymny ogródek, a popołudniami, wieczorami i weekendami jest to spokojne miejsce, bardziej piesze i rowerowe niż samochodowe. No i właśnie rowery. Gdyby zrobić tam miejsce parkingowe rowerowe i szybkie take away (w formie napojów, czy energetycznych deserów, lodów). 


To tylko moje pomysły, może inni mieliby jeszcze inne i trafniejsze. Jestem ciekawa co o tym myślicie. Moim zdaniem to jeden z najlepiej położonych lokali w mieście, a niewykorzystany potencjał, wręcz łamie serce. Życzę z całego serca nowym gospodarzom ocknięcia. Potencjał olbrzymi, potrzeba tylko trochę odwagi i otwartości. 

 

 



ps. 


Post ten dedykuję Markowi mojemu wiernemu Czytelnikowi, z którym nie raz przyszło mi wymienić spostrzeżenia o naszym wspólnym mieście, z którym nie raz miałam odmienne zdanie, z którym dyskusja była zawsze przyjemnością, choć nigdy się nie spotkaliśmy. Dzieliły nas setki kilometrów, co najmniej jak stąd na Florydę. 

Marek zmarł 26 maja 2020 roku i takiego Czytelnika  jak On będzie mi brakować.

1 komentarz:

  1. Niedawno był nawet plan stworzenia przeszklonego łącznika między restauracją a parkiem. A skoro o planach, to i na dachu związkowca miała być restauracja z wysokiej na miasto.

    Obie wizje porzucono.

    OdpowiedzUsuń