niedziela, 17 marca 2019

Bento

Bentō (jap. 弁当) – rodzaj posiłku kuchni japońskiej, mający postać pojedynczej porcji na wynos, kupowanej w punktach gastronomicznych lub przygotowywanej w domu.

Moje Bento, czy bardziej spolszczając lunchboksy, albo rzecząc wprost pudełka z pożywieniem, wzięły się z chęci usystematyzowania formy jedzenia. Nie ukrywam, że mam problem z priorytetami pokarmowymi i z czasem ich spożywania. Do niedawna w zasadzie było mi obojętne o której jem śniadanie, czy kolację, ważne było tylko tyle alby nie za wcześnie, bo głodna robię się dopiero o 13. 

Okazuje się, że jestem w błędzie i moja ignorancja na temat wczesnego posiłku musi zostać obalona. Skoro śniadanie mam jeść przed pracą (!) pojawiły się odrazu kolejne pytania: to o której mam wstać? co jeść? jeśli zjem w domu, co jeść w pracy, kiedy na prawdę zgłodnieję? I tak od nitki do kłębka zaczęłam jeść śniadania w domu, a do pracy zabierać pudełka.  

Kiedyś na łamach bloga odbył się konkurs na foto śniadania. Zdjęcia były pyszne, ale przyszły też takie, które mówiły o tym, że w niektórych firmach nie ma absolutnie warunków do zdrowej i spokojnej konsumpcji. Tak niestety jest w większości firm, szczególnie tych mniejszych. Wynika to z jednej strony z braku oddzielnego pomieszczenia, a z drugiej strony, myślę sobie, że tak naprawdę większość z nas nie ma ochoty na integrację i wspólne spożywanie posiłku, a broń cie Boże, jakby miało być to kosztem zostania dłużej w pracy. 

Wiele, wiele lat temu pracowałam w holenderskiej fabryce odzieżowej. Praca nie była skomplikowana, bo polegała na nakładania ciuchów na wieszaki i układaniu ich w rozmiarowe sety. Moimi współtowarzyszami byli ludzie z różnych stron świata. Kiedy wybijała 11, wszyscy równo szliśmy do kantyny, w której każdy ze swojej torby wykładała swój lunch. Moje zwykłe kanapki to była skromność. Na sole lądowały: dolmadesy, kuskus na tysiąc sposobów, pity, musaka, świeże warzywa i chleby moczone w pikantnych oliwach. Kantyna przez właścicieli firmy wyposażona na stałe była w kuchenkę i lodówkę, kawę, herbatę ( w zasadzie szeroki wybór herbat) napoje gazowane i niegazowane, mleko, kakao, drobne ciasteczka, a nawet niskoprocentowe piwo. Przerwa na lunch trwała godzinę i była niepłatną, ale obowiązkową częścią każdego dnia. 

U nas o takich warunkach można tylko pomarzyć, choć poza taką możliwością nie wiem, czy dorośliśmy do takich sytuacji. 
Częściej śniadanie jemy na kolanie, między papierami, na klawiaturze, z lukrem na mankietach. Każdy swoją kawę i herbatę trzyma pod biurkiem, a mleko musi stać na parapecie. 
U mnie w pracy mamy niewielkie pomieszczenie ( 2 osoby to już tłok) z lodówką, mikrofalą i czajnikiem. Nie ma innej opcji - jemy na kolanie, a sztućce trzymamy w szufladach.


O pudełku, które zabieram rano do pracy, przeważnie myślę dzień wcześniej. Raz w tygodniu, przeglądam różne przepisy i zdjęcia #foodporn aby nasycić wzrok. Zapamiętuje kolory i składy. Ponieważ w kuchni poruszam się na tyle swobodnie, że mogę skupić się na obrazku nie na proporcjach, odtwarzam  te obrazy będąc w sklepie i kupuję warzywa, kasze na cały tydzień. Bento najlepiej robi się na 2 osoby, ponieważ pudełko nie jest z gumy ( zresztą nie chodzi o to aby się napchać) a z woreczka kaszy, przeważnie na 1 osobę zużyjemy pół. Ja robię jednoosobowe porcje, dlatego bardzo często mam dogrywkę po południu z mojego lunchowego posiłku. 

Jeśli mogę to polecę wam, dwie absolutnie fantastyczne książki : 5 składników Jamiego Oliviera, oraz Bento Lunchbox na każdy dzień. Znajdziecie tam ultraproste przepisy i pomysły na to czym wypełnić pudełko. Oryginalne bento składa się z ryżu, porcji mięsa lub ryby i kiszonych warzyw. My możemy je dopasować do naszych preferencji. Dobrze, jeśli znajdzie się tam porcja warzyw i coś pożywnego. Zresztą jak podejmiecie wyzwanie bento, sami złapiecie się na tym, że zapragniecie włożyć tam zdrowe rzeczy, zdrowe, bo przemyślane. Już samo myślenie nad zaplanowanie posiłku sprawia, że nie rzucamy się na przypadkowe rzeczy. U mnie to się chyba sprawdziło. 

Tyle teorii. Pamiętajcie, że bento to cały przemysł. Są specjalne pudełka, torby, termosy, sztućce i podgrzewacze, w kosmicznych cenach. Nie dajmy się zwariować. Moje najbardziej sprawdzone pudełka są z po prostu z Ikea , do tego ma torbę, z której w razie "W" nic nie wycieknie oraz najmniejszy termos na napar czy ciepłe mleko. Podrzucam kilka pomysłów z moich lunchboksów. Dużą radością jest, gdy widzę i wasze pudełka na IG. Jesteście moją niekończącą inspiracją. Bento z Wami! 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz