Idzie Wiosna. W marcu jak w garncu, raz świeci słońce, a raz pada deszcz. Idealny sezon grypowy, który wytrzebił przy okazji cały pokój ludzi w mojej pracy. A ja zostałam sama na posterunku. Czyżby to duża dawka witamin, po terapii sokiem? Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne, za mną dwa dni tylko na sokach z owoców i warzyw. Detoks ? O tak !
Detoks sokowy jest teraz niezwykle popularny. Na instagramie mnóstwo gwiazd i celebrytów z buteleczkami napełnionymi kolorowymi sokami. Czy to tylko moda? Czy kontynuacja epoki „zielonych koktajli” ? Ich dzianie postanowiłam sprawdzić na własnym organizmie.
Moją porcję detoksu dostarczył Soko Slow Juice. W pakiecie, który kilka minut po 9 rano odbieram z ich stanowiska w CH Emka, jest sześć butelek. Każda butelka oznaczona jest numerkiem, wskazującym na kolejność przyjmowania. Zaczynam od butelki numer 1, a w niej woda chia, cytryna i miód. To mój starter. Jego zadaniem jest obniżyć indeks glikemiczny i dać poczucie sytości. Napój smakuje i choć, ktoś mógłby się przyczepić, dlaczego tu znalazł się miód, moja odpowiedź jest taka…a czymże jest ta odrobina miodu w porównaniu do tej tony cukru, którą w najróżniejszych formach spożywamy na co dzień. Butelka nr 2 to sok, który zdecydowanie pobudza, jego skład to: ananas, kiwi, grejpfrut i pomarańcza. Smakuje pysznie, nie jest zbyt zawiesisty. Jego picie to czysta przyjemność. Ma pobudzać i faktycznie, do południa nawet przez chwilę nie pomyślałam o kawie. Sok trzeci to taki mały lunch. I tak jak przy poprzednim czuła lekkie uczucie głodu, numer 3 sprawił, że poczułam się najedzona. Zielony sok ze szpinaku, ananasa, mięty, jabłka i pomarańczy, wzbogacony jest o sporą dawkę mielonego siemienia lnianego. Zawiesisty sok pęcznieje, a mój żołądek czuje się uśmiechnięty. Zadaniem tego soku jest pobudzenie jelit, poprawa przemiany materii, wzmocnienie naczyń krwionośnych, oczyszczenie z toksyn, a także wspomaga pracę serca i wątroby.
Po spędzeniu połowy dnia bez jedzenia, a jedynie na 3 sokach, zastanawiacie się czy czułam się tak po prostu głodna? Głodna nie, ale czułam się delikatnie niedojedzona. Takie uczucie lekkości dopadło moje odnóża a soki dostarczyły energii. Zrezygnowałam też z kawy i herbaty, a prawda jest taka, że wcale, ale to wcale mnie do nich nie ciągnęło.
Detoks sokowy, najlepiej przeprowadzić w czasie, kiedy na głowie nie mamy miliarda spraw, a wręcz chwilę na zatrzymanie. Po pracy, postawiłam na ciepło- zimny prysznic i dres. I to był bardzo dobry wybór. Kolejne dwa soki, których składnikami były min, jarmuż, chlorella, burak, marchew, cytryna, jabłko, nie były już tak zawiesiste. Ich smak jest już bardziej wymagający, choć miłośników warzywnych soków, z pewnością zaskoczą słodką nutą. Na tym etapie pomyślałam, jak to dobrze, że jestem w domu, w moim dresie i blisko toalety. Soki odkwaszają, przyśpieszają przemianę materii, oczyszczają, obniżają ciśnienie krwi. Oczywiście mają też wiele innych zalet. Moje tylne ścianki języka zaczęły delikatnie mrowić od natężenia witamin i kwasów zawartych w owocach i warzywach. Dzień zakończyłam bardzo interesującym sokiem pomidorowym, który wzbogacony został bazylią, selerem naciowym, kurkumą, cytryną i pieprzem cayenne oraz oliwą. Sok ten, można śmiało traktować jako swoistą zupę. Jego zadaniem jest oczyszczenie, poprawę pracy nerek i pęcherza , poprawia metabolizm i to faktycznie się dzieje ( jeśli wiecie co mam na myśli).
Kładę się spać odrobinę głodna, choć tak naprawdę jestem tak opita, że głód to tylko jakaś fatamorgana w mojej głowie, w której włącza się projekcja dużych, kształtnych, falistych chipsów obsypanych paprykową posypką. A kysz …
Dzień drugi rozpoczynam tym samych schematem. Potrzeba bliskości z łazienką póki co odpuściła. Bardziej też doskwiera mi głód, choć nadal towarzyszy mi energia. Do końca dnia wytrzymuje w miarę „najedzona”, ale nie powiem, kontakty towarzyskie, lepiej odstawić w czasie detoksu na bok, gdyż a/ niektórzy uważają, że wydziwiam b/ drudzy kwestionują sens, bo ogólnie wiadomo, że każda dieta, próba innego sposobu żywienia, nawet tak bardzo krótkotrwała budzi po prostu hejt. Naprawdę róbmy swoje i nie ma co patrzeć się na takie uwagi.
Efekty: detoks sokowy to nie dieta. To zaledwie chwila, kiedy nasz układ trawienny może odpocząć od trawienia ciężkich potraw. Soki dostarczają energii i dodają lekkości , czuć to niemal odrazu. Układ trawienny działa lepiej i poprawia się metabolizm. Na dłuższą metę z pewnością zyskują włosy i paznokcie. Moje zaskoczenie to przede wszystkim uczucie „najedzenia” oraz praktycznie zero tęsknoty za kawą i herbatą i co najważniejsze za słodyczami. Mój brzuch się wysmuklił i na wadze spadł niemal 1 kg, choć chyba nie jestem pod tym względem jakimś miarodajnym przykładem. Soki są smaczne, podane w wymierzonych po 300 ml opisanych butelkach. Soko Slow Juice odbieracie z punktu sprzedaży w przygotowanej dla was specjalnie torbie, w której znajdziecie instrukcję, butelki i słomki. Warto choć raz w miesiącu dać odpocząć układowi trawiennemu i dostarczyć sobie ekstra dawkę witamin. Czy soki to moda? Na pewno moda, ale za to bardzo zdrowa i kolorowa. W czasach, kiedy bombarduje nas fast food i tracimy mnóstwo pieniędzy i czasu na dogadzanie sobie, można raz na jakiś czas zostać witaminowym frikiem. To zdecydowanie lepsze niż cały zalew dostępnych wszędzie sproszkowanych suplementach.
Dzienny detoks Soko Slow Juice koszt 80 zł.
Myślę, że warto pić soki zarówno z warzyw jak i owoców, bo wtedy mamy komplet witamin i enzymów. Od lat piję soki z rodzimych produktów wg. porad https://terapiasokami.pl/dlaczego-warto-pic-soki i dzięki temu jestem zdrowa i pełna energii. Poza tym nasze warzywa i owoce mamy prawie przez cały rok i są tanie. Jedynie trzeba nabyć dobrą wyciskarkę, aby służyła nam przez lata i wyciskała każdy produkt, to taniej wyniesie, niż kupowanie soku w sklepie.
OdpowiedzUsuń