piątek, 14 października 2016

Pasta in Box

Koleżanki się zachwycały, że smacznie i szybko. Zamykają w pudełku, świeżo zrobione jedzenie, za nie duże pieniądze. Jeść, jeść, jeść.

Wobec takich zachwytów nie można być obojętnym. Chwilę później, sama poszłam, zobaczyłam, zamówiłam i spróbowałam.


Często na amerykańskich filmach,  poodsysani z tłuszczu amerykańscy aktorzy, jedzą makarony, ryże właśnie z pudełek. Na ten pomysł, musieli wpaść właśnie oni. W końcu ma być easy going, a nie "widelcem", który na światowe salony wprowadzili przed wiekami Polacy (sic!)
Wchodzę po paru stopniach do miejsca o nazwie Pasta in Box. Witam mnie otwarta kuchnia, gdzie każdy kuchenny gadżet, wdziera się w wolną przestrzeń. Na kontuarze, ugotowane wcześniej makarony, sosy, posiekane cebule, papryki, pomidory, natki, parmezany i inne. Zamawiam trzy pozycje: kurczak z brokułami, pesto i bolognese. Można zdecydować się na połówkę, to też tak robię. Na patelni lądują po kolei, składniki mojego zamówienia. Jeden po drugim, tak, aby się połączyły w całość. Długo to nie trwa i makarony upchnięte w kwadratowe pudełko idą już ze mną do domu. Zjeść można oczywiście na miejscu, są trzy stoliki, można wygodnie zostać i zjeść w Paście.
Zawsze podziwiam odwagę, z jaką właściciele lokalu decydują się na otwarta kuchnię. W końcu wszystkie kuchenne sekrety są na wierzchu. To tak jakby sypialnie z rozwaloną pościelą mieć w salonie. Otwarta kuchnia to jednak opcja dla estetów. Musi być czysto, ładnie, schludnie, w Paście jest tak swojsko domowo. Dla estetów z mniejszym poziomem tolerancji, może nie byłoby fajne to, że pan, który szykował moją porcję, chwilę wcześniej robił coś w / ze swoim laptopem, specjalnie rąk nie mył, ale przynajmniej mamy go na oku. To są właśnie atuty otwartej kuchni, jeśli patrzymy od strony klienta. Od strony twórcy dania, lepiej byłoby takie " sekreciki" mieć właśnie gdzieś z dala od klienckich oczu.

Wracając jednak do istoty, czyli do makaronów, dwie normalne porcje plus jedna mała, to naprawdę sporo do zjedzenia. Na pewno taka ilość nasyci wygłodzonych. Mnie, makaron nie zachwycił. Niby wszystko ( a nawet, aż za dużo działo się na moich oczach) to smak, jakiś taki mało przyjazny, może przytłoczył mnie widok tych wszystkich plastikowych pudełek z przyprawami.  Nie jestem wielkim fanem makaronów i jem je niezwykle rzadko, w zasadzie prawie nigdy nie zmawiam go, gdzieś tam, a to co czasem popełniam w domu, supportowane sosami ze sklepu, czy koncentratami, smakuje lepiej ( przynajmniej mi i chyba nie tylko, bo zawsze słyszę, że za mało). No w każdym razie wszystkim najlepiej z pudełkowego zakupu smakowało bolognese.
Sam pomysł jedzenia w pudełku jest genialny. Nawet talerza nie trzeba angażować.  Co prawda pudełko to tektura, więc trzeba jeść szybko, żeby nie wystygło, ale to wygoda w iście amerykańskim stylu. Idźcie i spróbujcie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz